Ciekawe spojrzenie nt. nowych aut

18 Cze 2013, 15:23

Wrzucam bo facet ewidentnie trzeźwo na to patrzy i ma rację! a ile razy to się czyta bzdury typu "kiedyś to były auta" albo "...[dowolna marka] skończyła się na ..." czy "teraz samochdy robią tak by zaraz po gwarancji się rozpadły" albo, że kiedyś auta projektowali inżynierowie a nie księgowi, polecam lekturę:
"Ej, czy w czasach naszej młodości było mniej pedofili i gwałcicieli? No przecież, że nie. Tylko o nich nie słyszeliśmy, bo nie było TVN-u, Ryszarda Cebuli i szmatławych gazet trzymających kredens. Niedawno robiłem z Margolcią (miała taką pracę domową) kategoryzowanie wiadomości z wieczornych dzienników – dzieliliśmy je na dobre, neutralne i złe. Zgadniesz wynik? Po niecałym tygodniu było tak: dobrych 9, neutralnych 15 i złych 25. Przy czym te neutralne to w 99-procentach polityczne g...o o tym, jak jakiś d...l zareagował na to, co inny kretyn powiedział.
Dziś o każdej aferze, zbrodni i wpadce jest głośno. Kobiecie padła turbina w Subaru dzień po zakończeniu gwarancji. Bździąg! I już jedynka w portalu i tytuł z wykrzyknikiem. Skandal! Akcja serwisowa Lotusa – trzeba jechać do serwisu, bo nie ma naklejki ostrzegającej przed poduszką powietrzna. Świat nas dyma! Filtry DPF się zapychajo, bo ludzie źle jeżdżo i ich nie wypalajo. Dziś wiemy o wszystkim – tylko kto w tym zalewie informacji umie odsiać rzeczy ważne od nieważnych? I kto potrafi dostrzec rzeczywistą skalę tego wszystkiego, gdy brak odniesienia?
Czy kiedyś było lepiej? W pewnym sensie tak – bo informacje o żenująco awaryjnych Fiatach, Oplach, Fordach, VW, Reno… roznosiły się w latach 80-tych pocztą pantoflową. Sąsiad powiedział, szwagier bąknął – słyszało się o tym sporadycznie, nie byliśmy tym zalewani tak jak dziś byle szitem, każdym nieistotnym niusem.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
No bo wiesz, ja tak nie do końca wierzę w te planowane zużycie wyliczone na “tuż po gwarancji”. Mi to pachnie teorią spiskową, bo ostatnio modne są najazdy na korporacje. Wszyscy nas dymają, samochody są z roku na rok coraz droższe, coraz bardziej skomplikowane, coraz dziwniejsze rzeczy się w nich psują – bardzo łatwo miotać plwociny na producentów aut.
A może to nie części się psują tuż po gwarancji, tylko gwarancja jest tak abstrakcyjnie długa? 3 lata i nawet 150 000 km? Na miły Bóg – jaki inny segment rynku oferuje takie warunki gwarancji? Szczerze mówiąc, chyba tylko budowlanka – na balkonie mam kafelki z gwarancją 5 lat. A to i tak wciąż mniej, niż oferuje Kia.
Poza tym akcja jest taka – spiskowanie w temacie “planowanego zużycia” jest absurdalne, bo świadczyłoby o tym, że koncerny motoryzacyjne są w stanie położyć na jednej szali swoją renomę, latami budowaną markę i zaufanie klientów, a na drugiej dość szybkie (perspektywa np. 3 lat) zyski z napraw pogwarancyjnych. A to jest bzdura. Fundamentem nie jest zysk z serwisu tylko ze sprzedaży aut. Nie wierzcie w to, że jakaś firma zarabia tylko 3000 zł na aucie kompaktowym i musi na serwisie kręcić wałki. Zarabia DUUUŻO więcej. Koszt wyprodukowania zwykłej Corolli jeszcze niedawno wynosił coś około 24 tys. zł, podczas gdy w salonie chodziła ona za ponad 50 tys. zł. Produkcja aut jest tania jak barszcz – nawet nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, jak bardzo tania. Nie kładzie się na szali fundamentu zysków w nadziei na drobniaki z rynku wtórnego.
Czy “planowane zużycie” w ogóle istnieje? Oczywiście, że tak – ale moim zdaniem źle je postrzegamy. To, że jakiś element samochodu został stworzony tak, by przetrwał 150 000 km (w domyśle: by uległ awarii tuż po przejechani 150 000 km) nie świadczy o tym, że ktoś specjalnie tak to stworzył, tylko o tym, że nie ma technologii, która sprawiłaby, by ten element działał dłużej od WOŚP. Albo uczynienie go niezniszczalnym jest ekonomicznie bezsensowne. I termin jego przydatności do użycia został nam zakomunikowany. A my robimy z tego aferę. A czemu by nie powiedzieć: Ej, na serio ta mizerna turbinka, kręcąca się do 100 000 obrotów na minutę, grzejąca się do czerwoności kilka razy dziennie, chłodzona często starym olejem, przetrwa dwa objechania kuli ziemskiej? Ja pierdykam, stary – no SZACUN!
Ja naprawdę nie wiem, czemu oczekujemy od samochodów niezniszczalności? Pokażcie mi inny tak złożony produkt, który zmuszany jest do pracy w tak tragicznie trudnych i zmiennych warunkach. Nawet prom kosmiczny ma łatwiej, bo mimo ogromnych przeciążeń i zmian temperatur, zawsze jego “kierowca” jest mistrzem swego fachu. A samochodem czasami kieruje taki d...l, że poważna awaria pojawiająca się “już po” 80 000 km to nie skandal, tylko CUD i świadectwo na istnienie Boga.
Nawet w najlepszych butach (produkt w porównaniu z autem żenująco wręcz prostacki i nieskomplikowany) nie przejdziesz kuli ziemskiej wokoło. A wsadź za kierownicę dowolnej nowej Skody dowolnego posiadacza prawa jazdy (nawet płci żeńskiej) – i niczym Phileas Fogg obskoczy świat wokoło. Bezawaryjnie. Ej, zią, zjedz to i handluj z tym!
Czy jakiś zwykły Fiat, Ford lub Peżot z lat 80-tych dałby radę? Plażo, proszę…
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Moim zdaniem te awarie (wcale nie tak liczne – my jesteśmy po prostu przez media non stop o nich informowani) dzisiejszych aut to wina przepisów i norm unijnych. Wymagania są chore i sprzeczne z naturą każdego mechanizmu. Wymagać od silnika spalinowego, by nie wydalał do atmosfery zanieczyszczeń to tak, jakby igrać z prawami natury i zakazać ogniowi dymić, wiatrowi podnosić kurz z szosy a żulowi spod spożywczaka nosić sweter w obciachowe wzory.
A jednak są normy – i one mówią, że silnik ma palić mało. I producent jest między Scyllą a Charybdą – bo skonstruować mało palący silnik to bułka z masłem. Sęk w tym, że my chcemy DUUUŻO mocy! I nie ma w tym nic dziwnego – żyjemy w epoce agresywnego rozwoju – chcemy tylko więcej i więcej. Czy ktoś z posiadaczy iPhone’a myśli o tym, by przesiąść się na Motorolę StarTac? Czy ja chciałbym dziś prowadzić bloga na moim Commodore C64 z półokrągłym kineskopem? Wiesz, to są pytania retoryczne…
Dlatego koncerny są w kropce. Normy każą ich silnikom nie dymić i mało palić, a my ciepłym moczem lejemy na wszystko, co ma poniżej 120 koni.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Wracając jeszcze do tego przykładu z pedofilami. Nie umiem podeprzeć się linkiem, ale kiedyś czytałem pewne bardzo mądre (bo po angielsku) i fajnie omówione ćwiczenie statystyczne. Otóż wszyscy wiemy (dzięki dzisiejszym mediom), że pedofile czają się na nasze dzieci dosłownie zawsze i wszędzie. A tymczasem statystycznie rzecz ujmując… Wyobraźcie sobie, że jest na świecie takie małżeństwo, które chce, i z premedytacja dąży do tego, by ich dziecko wpadło w łapy podofila. Co zatem robi? To oczywiste – codziennie z rana zawozi malucha na skraj ruchliwej drogi mając nadzieję, że wieczorem nie będzie czego odbierać – bo samotnie stojące dziecko wpadnie w łapy zboczeńca. Czy wiecie, jak długo to małżeństwo musiałoby czekać na spełnienie swoich (lekko dungeonowych, to fakt) marzeń? Otóż statystycznie rzecz ujmując…. ponad 300 tys. dni. To prawie 1000 lat.
Tak samo jest z tą awaryjnością współczesnych samochodów. Ostatnio, na własne oczy, widziałem auto stojące na poboczu jakiś miesiąc temu. Pamiętam, że pod koniec lat 80-tych rozkraczone samochody były na porządku dziennym.
Podczas każdego wakacyjnego wyjazdu na Mazury mijało się ich kilka – stały z podniesionymi maskami na trawie wzdłuż drogi. Byle zator i co trzecie się grzało, plując wrzątkiem spod korka. Pamiętam, jak na stacjach benzynowych było ślisko od oleju. Mój ojciec (mając autoryzację Boscha) dorobił się w tamtych czasach małej fortuny naprawiając układy wtryskowe K i L-jetronic. Sypały się na potęgę a kasa płynęła wezbranym strumieniem – jako pierwsi na osiedlu mieliśmy VHS, i to od razu Panasonica. Grubo, c’nie?
A przecież wtedy aut było kilkakrotnie mniej niż dziś. Gdyby wskaźnik awaryjności sprzed 20-25 lat utrzymał się do teraz, korki w dużych miastach powodowałyby nie idiotycznie ustawione światła, tylko rozkraczone na środku skrzyżowań samochody. A jednak tak nie jest. Czemu, skoro dziś wszystko jest takie ZUE!?
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Kiedyś było lepiej, co nie? Stan wojenny – to były czasy! I te kolejki po ocet – I’m lovin’ it! Z łezką w oku wspominamy niezawodne auta sprzed 20-25 lat. Ale chwilunia, zluzujmy berety – jakie [...] niezawodne auta?! Jakiś Merc beczka diesel, jakiś benzyniak od BMW i coś od Toyoty. I tyle. Nic dziwnego że tylko tyle, bo reszta była szajsem.
Silniki ówczesnego Fiata były dramatyczne. Całe ówczesne Fiaty były dramatyczne. Ford montował jakieś badziewia robiące 60 koni z 1,3. Całe Fordy były żenujące. Merc jedzie na opinii jednego diesla, który dziś jest akceptowalny tylko jako przekładka do starego pick-upa. W Afryce. Francuzów nawet nie ma co wspominać. Silniki 1,3 ze starych Corolli były OK, ale już diesle z Cariny to był dramat – wszystkie traciły kompresję i po kilku latach dawały 30 koni, w porywach 32. Skrzynie biegów z lat 80-tych? Bicz plis – poza automatami (które obsługiwały moce rzędu 60 koni, więc prawdziwym skandalem jest to, że nie działały w nieskończoność) to ręczne były dramatyczne. Układy hamulcowe w porównaniu z dzisiejszymi praktycznie tylko spowalniały. Kierownice były osadzone w dżemie. Fotele jak w poczekalni NFZ. Bezpieczeństwo bierne (znane z dzisiejszych aut) było w fazie lotnej – po prostu zaczynano o nim fantazjować. Bezpieczeństwo aktywne (takie, jakie mamy dziś) po prostu nie istniało nawet w ogólnym zarysie – nigdzie, nawet w umysłach wizjonerów.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Taka sytuacja – ciśnienie wtrysku benzyny w mojej najmojszej wynosi chyba coś około 3 atmosfer. To znaczy, że układ paliwowy, i wszystko wokoło, nie musi być jakoś specjalnie zwarte. Na dobrą sprawę 3 atmosfery to bym gołymi rękoma utrzymał. A weź dzisiejszą benzynówkę z bezpośrednim wtryskiem – tam jest 180 atmosfer. Połamałoby mi ręce. A weź teraz takie 2,0 TDI. Wiesz jakie w common rail jest ciśnienie? Nawet 2200 atmosfer. Wyrywa ręce z kręgosłupem i odrzuca poza zwrotnik Koziorożca.
Ale czemu to tam jest? Bo koncerny tak chcą? A d..a – one tak muszą. Inaczej spaliny są brudne, za dużo litrów na 100km wychodzi, homologacji nie będzie, kary będą. Pieprzona Unia. A rzeczywistość jest taka, że nie dysponujemy taką technologią, by całe auta produkować z dokładnością do nanometrów – więc wcześniej czy później (raczej wcześniej) coś musi pierdyknąć. To nie jest zła wola wytwórcy. To nie jest prawo Muprhy’iego. Tak po prostu jest – gdy potraktujesz niewiarygodnie mocną prezerwatywę niewiarygodnie ostrą igłą – w końcu dziurę zrobisz.
Sprężarka musi się zepsuć, musi się zużyć, musi nawalić. Nawet gdyby ją w latach 80-tych wyprodukował Mercedes i włożył do tej swojej nieskończenie niezniszczalnej beczki (która 700 000 km robiła na dotarciu), też by jebnęła po 150 000 km.
Poza tym o czym my mówimy – te stare bezawaryjne silniki były, w porównaniu z dzisiejszymi, żenująco słabe, beznadziejnie wibrujące, nieliniowo przyspieszające i dźwiękowo bardziej wulgarne niż pierdnięcie podczas przekazywania sobie “znaku pokoju” podczas mszy świętej. Patrząc z dzisiejszej perspektywy na współczynnik trwałości do kultury pracy i ogólnej jakości użytkowania – jeśli VW Passat robi dziś 189 000 km do wymiany sprężarki, dwumasy itp. – to Merc beczka mający 60-kilka koni, dynamikę bywalca Ciechocinka i kulturę pracy młockarni z rwącym się pasem transmisyjnym – powinien jeździć nie nędzny milion, a co najmniej 3 miliony kilometrów.
Ale hej, nie myślicie chyba, że te ściągane z Reichu Passaty TDI mają na szafie 189 000 km i to skandal, że JUŻ się sypią. One przecież do tych 189 kkm są skręcone z połowy miliona – więc nie JUŻ się sypią, a DOPIERO się sypią.
Poza tym wciąż skupiamy się na silnikach – a co z wnętrzem, ergonomią, jakością wykończenia? Pokażcie mi 10 aut z lat 80-tych, które są w środku wygodniejsze i lepiej wykończone od dowolnej nowej Kii. Jak się w starych autach siedziało? Do dupy, po protu do dupy. Jak się nimi jeździło? Powoli i ostrożnie – bo na wiele więcej nie pozwalał ani silnik, ani zawieszenie.
OK, było kilka wyjątków – ale można je policzyć na palcach jednej ręki drwala.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Common rail nie powstał dlatego, że koncerny ścigają się na moc. Powstał, bo UE narzuciła normy, których normalny silnik (np. 3-litrowy wolnossący diesel) nie byłby w stanie spełnić. Common rail i inne TFSI to plastry naklejone na krosty wywołane kontaktem z unijnymi normami.
Czym jest dwumasa? Jest plastrem leczącym silniki tak wysilone, że nieumiejące pracować bez wibracji i łagodnie swojej mocy oddawać na skrzynię. Czym jest turbina? Jest plastrem optymalizującym proces spalania i dającym tak pożądaną przez nas MOOOC. Czym jest filtr cząstek stałych? Jest plastrem, który tamuje wydechowe syfy, których wysilony do granic możliwości silnik nie jest w stanie spokojnie wypalić. Czym są te wszystkie vanosy, v-tecki i inne zmienne geometrie? Są plastrami, dzięki którym zbyt mały silnik (jedyna szansa na spełnienie norm UE) nie krwawi ślamazarnością i brakiem mocy.
A plastry jak to plastry – czasami się odklejają.
Same z siebie – a nie dlatego, że producent to zaplanował.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Sami jesteśmy sobie winni – bo jako cywilizacja grabieżców, ciągle chcemy więcej i więcej. Unia to syf, ale żadna z jej norm nie mówi chyba o tym, jaką mocą powinno dane auto dysponować. To my chcemy mieć w miejskim aucie 120 kucy. Co nas obchodzi, że normę Euro-Pierydlion spełni tylko zaturbione 0,9 litra. Moc ma być, do kurwy nędzy! Jesteśmy ludźmi, panami świata, my się nie wleczemy, my zawsze mamy mieć moc pod butem, by móc iść pełną pizdą!
To się nie dziwmy, że czasami coś się rozsypie.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
A teraz szast-prast i zmiana nastroju. Ot, taką szybką ankietę na samym sobie przeprowadzę. A zatem… Rafale, jakim autem chciałbyś z rodziną pojechać na wakacje? Bezpiecznym – na przykład współczesne Renault Espace. A powiedz mi Rafale, jakie auto chciałbyś zabrać na Tor Poznań? To proste – nowiutkie Porsche Cayman. OK, to teraz powiedz mi Rafale, jakie auto chciałbyś mieć do codziennej jazdy? Już o tym pisałem – BMW X1 (gdybym nie miał najmojszej).
Serio – nie potrafię wymyślić sytuacji, w której wolałbym się widzieć w aucie z lat 80-tych bardziej, niż w jakimś współczesnym. Nawet na zlot jęktajmerów i innych klassikałtów wolałbym pojechać czymś w miarę nowym – bo ja mam w samochodzie zawsze bałagan i ostatnią rzeczą, której pragnę, to okazywać je ciekawskim pasjonatom.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, żeby było teraz jakoś bardzo źle. Współczesne samochody są bardzo, ale to bardzo fajne – dynamiczne, ładne, komfortowe i bezpieczne. Że nie dają rady przejechać miliona kilometrów? W latach 80-tych też żadne nie dawały. To, że wiemy o kilku takich przypadkach niech nam nie zamgli ówczesnej motoryzacyjnej rzeczywistości – pełnej rzęchów i odpalania na pych.
Ale hej, przypomnę to jeszcze raz:
nie myślicie chyba, że te ściągane z Reichu Passaty TDI mają na szafie 189 000 km i to skandal, że JUŻ się sypią. One przecież do tych 189 kkm są skręcone z połowy miliona – więc nie JUŻ się sypią, a DOPIERO się sypią.

Usuńcie ze swojej wyobraźni tych kilka (2, może 3) ponadprzeciętnie dobrze zrobionych aut z lat 80-tych i zobaczcie, co Wam zostanie. A teraz spójrzcie na to, co mamy dziś – mnóstwo genialnych samochodów, które pod każdym (KAŻDYM) względem biją na głowę swoich protoplastów.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
I naprawdę – jakbym się nie przyglądał, jakbym oczu nie mrużył i z bliska się nie lampił – jakoś nie mogę dostrzec tego spisku producentów aut który sprawia, że dymają nas na kasę i wszędzie wkładają mini bombę mającą detonować po 3 latach lub 100 tysiącach kilometrów.
Jedynym problemem jest Unia Europejska i te narzucane przez nią durne normy. Oraz nasza chęć posiadania ciągle więcej i więcej.
"
źródło: http://www.blogomotive.pl/index.php/201 ... ent-113639
Jasiek90
Stały forumowicz
 
Posty: 2899
Miejscowość: Zawichost
Prawo jazdy: 01 01 2001
Przebieg/rok: >50tys. km
Auto: Chrysler PT Cruiser/Seat Arosa
Silnik: 2.4-152 KM/ 1.7 SDI
Paliwo: Benzyna + LPG
Typ: Hatchback
Skrzynia biegów: Automatyczna
Rok produkcji: 2000

18 Cze 2013, 21:59

Wszystko pięknie i ładnie tylko czemu mówi sie o autach ponad 30letnich szkoda że nikt nie wspomniał o autach z lat 90 czyli mających ponad 20 wiosen na karku które teoretycznie tez powinny być zacofane a tak do końca nie jest...
Łatwo jest porównać np: toyotę corolle z najmniejszym silnikiem z lat 80 do dzisiejszych czasów :no: tylko co będzie jak porównamy corolle e10 z 94r 1,4 do corollki 2012 1,4??? Będzie mały problem ponieważ e10ka może jest mniej wyciszona albo mniej komfortowa lub ma mniej wskaźników ale jej silnik będzie mniej palił, będzie trwalszy i prawdopodobnie tak samo przyśpieszał jak nowy, więc jak dodałbym szersze gumy i wyciszenie to mogłoby być ciekawie...
A weźmy pod lupę celica z lat 80 jest zacofana hmm a co z latami 90. Gdzie były już dostępne dla ludu takie konstukcje jak 3s-ge/ 3s-ge beams które miały po 175/200Km jak to się ma do tego co się działo później.
Dlaczego nigdy nie mogę spotkać zajechanej celiny 3s-fe zawsze jest "motor schaden" w tych nowszych??? Czy nagle kierowcy zaczeli kiepsko jeździć?? Czy może coś innego się zadziało???
A co z takimi autami ja Lexus GS który w 92r w serii posiadał klimatronic, wymiennik świeżego powietrza, albo takie cuś jak ULTRA SONIC MIRROR ciekawe bo to było 25lat temu.
Natępna sprawa silniki, który z obecnych silników jest produkowany 13lat bez większych zmian, albo który silnik obecnie produkowany przez koncern toyoty ma korzenie "rajdowe". z tego co się orientuje to żaden.
Jak powstał 1uz w 89r motor typowo wyścigowy to żywcem był przejęty do zwykłago auta i z małymi zmianami robiony do 00r, a jego nastepca do dzisiejszych czasów. A co z 2Jz od 92r-do 04r konstrukcja typowo ze sportu i montowana w osobówkach.
Tak mógłbym wymieniać i wymieniać więc generalnie nie jest tak że kiedyś było kilka białych króków albo trwałych albo nowoczesnych a reszta się psuła i nie jechała. Podałem przykłady dotyczące silników które dotyczyły konstukcyjnie lat 90r i były nowocześniejsze i sprawniejsze niż wiele dzisiejszch wynalazków...
Dla bardziej upartych polecam zgłębić wiedzę o
sr20ve/vet
rb25/26
2jz-gte/ge
3s-fe beams/3s-gte
....wymieniłem tylko dwie marki i podałem konstrukcje które mają po 20lat bardzo często montowane w poulusach.

Jedno jest pewne ASO toyoty z ... od 93r do 00r nie wymieniła tyle short block-ów co z tylko z 2lat sprzedaży 01-03r. Chyba to nie jest zasługa rozwoju nośników informacji.

Wspomniane też były warunki gwarancji tylko że corolla e10ka 20 lat temu miała 3lata gwarancji i 100tyś.km co było dla niej śmieszne i też było kilka szczegółów o których głośno się nie mówi czyli obowiąkowy pierwszy przegląd zwymianą oleju przy 2,5tyś.km., zmiana oleju co 10tyś km. a teraz jak jest? Wiem teraz pewnie usłysze o super technologii która pozwala na to czy na tamto hmmm.. g...o prawda jest marketing i finanse.
szybki
Moderator - Tuning
 
Posty: 11003
Prawo jazdy: 19 07 1994
Auto: Toyota
Paliwo: Benzyna
Typ: Sport/Coupe

27 Cze 2013, 17:41

W sumie to nawet po części można się zgodzić, ale nie we wszystkim autor ma racje. Jak już kolega zwrocil uwage, czemu nie mowi sie o 20 latkach, ktore jeszcze daja rade?
Ravnar
Nowicjusz
 
Posty: 9
Prawo jazdy: 04 05 2004
Auto: Puegeot 206
  • Ciekawe publikacje motoryzacyjne

    Audi Q7 – czy to najlepszy luksusowy SUV na rynku?
    Segment luksusowych SUV-ów nieustannie się rozwija, prezentując coraz to nowsze modele i innowacyjne rozwiązania technologiczne. Na tym wymagającym rynku Audi Q7 od lat utrzymuje swoją pozycję jako jeden z najbardziej ...
    Niebezpieczne wakacje dla dzieci na drogach
    Co trzynasta śmierć dziecka w Unii Europejskiej to skutek wypadku drogowego. W Polsce najwięcej wypadków z udziałem dzieci ma miejsce w miesiącach letnich. Najczęściej winni są dorośli. W ciągu ostatnich dziesięciu ...