01 Maj 2014, 13:54
Wydałem już 1/3 wartości samochodu na taką bzdurę jak w temacie...
Wymienili mi rozrusznik, przekaźnik stacyjki i samą wkładkę stacyjki. Kupię jeszcze dla pewności nowy akumulator (aktualny ma już swoje lata) i jeżeli to nic nie da, to po prostu się poddaje...
O ile wczoraj po którejś próbie rozrusznik się w końcu zlitował i stawiając wyraźny opór zaczął się kręcić i odpalił, o tyle dzisiaj jest już cisza... tzn. słychać pompę paliwową, ale rozrusznik ani drgnie...
Wszystko zaczęło się całkowicie niespodziewanie (po 14'stu latach eksploatacji samochodu w rodzinie, nigdy nic takiego nie miało wcześniej miejsca) w okolicach lutego, dlatego początkowo łączyłem ten problem z niską temperaturą na dworze. Po sprawdzeniu multimetrem akumulatora i ładowania (alternator) doszedłem do wniosku, że to nie tu tkwi problem (to samo stwierdził mechanik).
Mam za sobą już 3 wizyty u elektromechanika w tej sprawie i zawsze kończy się tak samo...
Sam problem przedstawia się następująco:
Samochód spędził już w sumie 5-6 DNI na serwisie.
Po każdorazowej wizycie u mechanika samochód zapalał od ręki. Po paru dniach zaczynały być drobne problemy w stylu opóźnionego uruchomienia rozrusznika. Po kolejnych dobach coraz częściej zdarzało się, że po przekręceniu kluczyka do końca rozrusznik w ogóle nie załapywał - zawsze natomiast działał po drugiej próbie.
Po upływie następnych dni zaczynały się ww. jaja czyli całkowite unieruchomienie pojazdu.
Zwykle po jednym-dwóch dniach "odstania" dało się odpalić i normalnie jechać ryzykując kolejne unieruchomienie po wyłączeniu silnika... (to był zwykle etap, w którym po odpaleniu kierowałem się prosto do 'speca')