Patrol autostrady a awaria na autostradzie - jakie obowiązki?

18 Paź 2018, 21:08

Witajcie serdecznie, już po raz kolejny :)

Edit: Jeśli dotrwacie do końca, jesteście wielcy ;) /Edit

Mam pytanie-historię. Pytanie, bo sam nie wiem jak powinno wyglądać rozwiązanie takiej sytuacji, a historię, bo to jeszcze świeża sytuacja, z dzisiaj.

W skrócie: durna awaria na autostradzie bez pasa awaryjnego, brak możliwości naprawy samochodu na miejscu ze względu na zbyt bliską odległość od drogi, kiepska reakcja służb autostrady i pytania z tym związane.

Bez skrótu: Będzie długo, ale rzetelnie i treściwie. Taki trochę Władca Pierścieni wśród mniej opisowych powieści ;)

Dzisiaj jechałem kontenerowym peugeotem boxerem.

Wyjechałem w trasę na autostradę A4 Zgorzelec --> Wrocław (mowa o kierunku, nie o miejscu wjazdu).

Niedługo po wjeździe na autostradę, usłyszałem dziwny dźwięk z lewej strony. W lusterku niczego niepojącego nie widziałem, ale pierwszy wyprzedzający mnie kierowca zwolnił i pokazał palcem na mój bok.

Jak wiadomo, na tym odcinku nie istnieje pas awaryjny (taka to autostrada...), więc minęło kilkadziesiąt sekund, zanim zjechałem na "Zatoczkę awaryjną".

Po kolejnych kilkudziesięciu sekundach udało mi się w końcu wyjść z samochodu, żeby zobaczyć co się stało.

Otóż zerwało się (hmm... o tym później) mocowanie jednego z aluminiowych profili biegnących w wzdłuż samochodu, od lewej strony. Profil z jednej strony zaczął "szorować" po asfalcie, stąd dźwięki.

Szybkie rozeznanie i wyszło co następuje ;) :
Z jednej strony (tej odpadającej) nie było nakrętek mocujących stelaż profilu do ramy samochodu, dlatego przy jakiejś nierówności na drodze, po prostu profil spadł z mocowań. Z drugiej strony były dwie nakrętki mocujące, z czego jedna poluzowana. Brakowało też zawleczek (szybki montaż), które miały pozycjonować profile na właściwym miejscu (te profile można składać do wewnątrz).

Zgłupiałem. Zgłupiałem przede wszystkim z tego powodu, że dosłownie kilka dni temu (!) wszystkie mocowania tych profili były ściągane, piaskowane i cynkowane, bo swoje lata już mają. Wszystkie śruby i nakrętki były nowe. Całość po złożeniu wyglądała lepiej niż po wyjeździe z salonu.

Mniejsza jednak o to. Sytuacja z jednej strony do naprawy w 2-3 minuty, a w drugiej niemożliwa do naprawy na drodze. Opcje były dwie. Albo odkręcam mocowania z drugiej strony i wrzucam profil na pakę, albo na szybko mocuję linkami i pasami odpadającą część.

Trójkąt ostrzegawczy wystawiłem na początku zatoczki awaryjnej i biegiem do lewych drzwi samochodu (prawych otworzyć nie mogłem, bo byłem jakieś 2-3 cm od barierki).

Narzędzi jakichkolwiek (błąd!) na samochodzie nie miałem, więc polazłem do ciągle trzymającego mocowania, żeby sprawdzić, czy mogę odkręcić je ręką. Oczywiście w kamizelce odblaskowej. Przykucnąłem przy samochodzie wśród przejeżdżających obok samochodów, wtem słyszę TRTRTRTRTR. I o mało nie zesrałem się ze strachu ;)

Jakiś TIR akurat na tym odcinku "sie zapomniał" i przejechał po linii. Tej nakrapianej, która po najechaniu wydaje charakterystyczny dźwięk. Biorąc pod uwagę żałosną szerokość zatoczki - przejechał prawdopodobnie kilka centymetrów ode mnie...

Tak, miejsce było oznaczone trójkątem ostrzegawczym, samochód miał włączone światła awaryjne, a ja byłem w kamizelce odblaskowej. Dokładnie w tym miejscu kierowca TIRa najechał na linię....

Stwierdziłem, że trzeba postępować jednak zgodnie ze zdrowym rozsądkiem i tyle. Życie ma się jedno.

Zadzwoniłem pod 19111 do GDDKiA, żeby poprosić o przyjazd patrolu autostrady, żeby dosłownie na kilka minut wyłączyli z ruchu jeden (prawy) pas, abym mógł dokonać napraw. Usłyszałem, że wysyłają patrol, będzie u mnie do godziny. Zapytałem, czy mają jakiekolwiek narzędzia (potrzebowałem tylko kombinerek i klucza 17) - usłyszałem, że raczej nie. OK, trudno.

Polazłem zatem za barierkę i usiadłem na trawie, bo co mogłem więcej robić. A zdrowy rozsądek zdecydowanie odradza siedzenie w zepsutym samochodzie na autostradzie.

Minęło 1,5 godziny i nikt nie przyjechał. Zadzwoniłem więc znowu do GDDKiA, żeby zapytać, czy przypadkiem o mnie nie zapomnieli :) Usłyszałem, że jak najbardziej, patrol przejeżdżał obok, ale jako, że zadna część pojazdu nie wystawała na jezdnię główną - to pojechali dalej!

Myślę sobie, że chyba zwariowałem. Podczas pierwszego zgłoszenia ewidentnie sugerowałem, że naprawa potrwa dosłownie kilka minut, ale nie jestem w stanie jej wykonać przy obecnym natężeniu ruchu, bo ktoś mnie przejedzie. OK, było głośno, ale dyspozytor zdecydowanie zrozumiał co miałem na myśli.

Zasugerowałem, że przy jakiejkolwiek awarii na śląskim odcinku A4 - służby autostradowe same zatrzymują się przy samochodach (a tam jest szeroki i ciągły pas awaryjny!) i je zabezpieczają (miałem "okazję" - dzięki Panowie za pomoc!). Dyspozytor stwierdził, że zaraz ich zawróci i będzie naciskać, żeby na chwilę zatrzymali ruch.

Siedziałem dalej na trawie, aż po lewej stronie widzę błyskające światełka. Myślę - oto idzie wybawienie :) No to lecę do samochodu, a tu słyszę trąbienie. Wychodzę za samochód i rzeczywiście, jak w mordę strzelił - patrol autostradowy z włączonymi światłami o "zwężeniu", zatrzymali się na prawym pasie autostrady.

Gość wyszedł z samochodu i krzyczy "no rób Pan, Kur@#!a, rób Pan!"

Trochę zgłupiałem. Owszem, prawy pas był zablokowany, mogłem w końcu naprawić samochód.

Zapytałem drugiego Gościa (zdecydowanie bardziej sympatycznego, znacznie też młodszego), czy mają jakiekolwiek narzędzia, ale odpowiedział, że nie. Powiedziałem, że chciałbym odkręcić drugą stronę profilu, bo to pewniejsze rozwiązanie. Zasugerował rozwalenie tej konstrukcji nogą (co wbrew pozorom głupie nie było), ale nie dałoby się tego zrobić, ze względu na pozostałe po działającej stronie nakrętki. No to zacząłem na szybko mocować ten profil do ramy samochodu za pomocą linek i pasów. Zajęło mi to może 3 minuty, porządne mocowanie to to nie było, ale gdy co chwilę słyszałem trąbienie przejeżdżających przez zwężenie tirów - bardziej istotne było, żeby tylko dojechać do najbliższego parkingu i zdemontować całe to ustrojstwo.

Udało się. Po zaledwie kilku minutach zamocowałem prowizorycznie profil do ramy samochodu. Nie szorował o asfalt, solidnie wisiał "w powietrzu".

Skinieniem głowy jeden z Panów którzy do mnie przyjechali, pokazał, że mogę jechać, więc włączyłem się do ruchu.

Zjechałem na najbliższy parking, żeby całkiem zdemontowac profil, lub podwiesić go jeszcze raz, ale tym razem na spokojnie i solidnie. Podlazłem do kilku kierowców TIRów, żeby zapytać, czy mają jakieś klucze. Nikt nie miał. No to wróciłem do samochodu i od nowa mocowałem profil linkami.

Kiepskie to było, bo mimo solidnego mocowania, profil i tak podczas ruchu wychodził poza obrys samochodu (bezpośrednio pod paką nie było żadnego mocowania do linek, musiałem "nagiąć" profil ku osi pojazdu).

Potem stwierdziłem, że sprawdzę jak wygląda ten sam profil z drugiej strony samochodu. Sytuacja prawie, że identyczna... Ciągle był na miejscu, ale brak było zawleczek. Z czterech nakrętek zostały zaledwie dwie, przy czym jedna z nich była poluzowana, a druga mocno dokręcona. Nosz w mordę... Zawleczki mocujące? Brak.

Przeanalizowałem sytuację i doszedłem do wniosku, że podczas mojego noclegu w hotelu, ktoś postanowił zwyczajnie ukraść te profile, ale nie dokończył swojego dzieła.

Koniec końców "złapałem" Kierowcę tira, który powiedział, ze ma jakieś tam stare kombinerki. Stare, zardzewiałe i małe. Ale dzięki nim udało mi się odkręcić po wielu bojach obydwa profile. Dziękuję kierowcy z niebieskiego ciągnika siodłowego przy barze Jarosław :)

Brawo! dotarliście do końca tej durnej i raczej nieciekawej historii. Ale niestety prawdziwej.

Całość jest opisana z być może przesadną dbałością o szczegóły, ale absolutnie nie jest przesadzona. Wybaczcie w tym temacie, po prostu taki mam styl, lubię pisać ;)

Teraz chyba wreszcie czas na pytania:
- Jakie są obowiązki służb autostradowych?
- Czy możliwe (wg prawa) jest to, aby służba autostradowa przejechała obok zepsutego samochodu bez zatrzymania się?
- Czy ich obowiązkiem jest tylko i wyłącznie zabezpieczyć pojazd (pachołki, światła) i tyle, czy może jednak powinni pomóc w prostych sprawach? A może po prostu powinni chociaż minimalnie zaangażować się w sytuację na drodze?

Pytam, ponieważ dzisiaj absolutnie zgłupiałem. Robię duże przebiegi roczne, w różnych samochodach. Dla mnie absolutnie oczywistym jest to, że na autostradzie nie powinno się dokonywać napraw bez zabezpieczenia miejsca przez odpowiednie służby. Po prostu jest zbyt blisko od tragedii, gdy ktoś wjedzie w Twój samochód, zahaczy o daną osobę itp. Przy tych prędkościach nie są to żarty. Z drugiej jednak strony przez służby (a częściowo też chyba przez trąbiące na mnie przez zwężenie ciężarówki) zostałem potraktowany jak jakiś dzieciak, który boi się w kilka minut wykonać naprawę przy przejeżdżających kilka centymetrów ode mnie ciężarówkach.

Jak to więc jest? Zgłupiałem? Czy wręcz przeciwnie?

Ps. Przepraszam wszystkich, którzy dzisiaj na wysokości Legnicy, na autostradzie A4 w kierunku Wrocławia musieli stać w korku przez kilka minut. Naprawdę, to nie było zamierzone...

PS2. Biorąc pod uwagę długość wpisu jestem szczerze ciekaw, czy ktokolwiek odpisze ;) Szerokości!
Bartek899
Nowicjusz
 
Posty: 4