REKLAMA
Morgan Super Sports, Cord 812 Supercharged, Alfa Romeo 158, Chevrolet Independence hot rod, Talbot Lago T150 - SS. Czytam właśnie swój prezent pod choinkę i mam wrażenie, że auta rozwinęły prawie cały swój potencjał już przed 2 WŚ. Widziałem więcej niż 100 modeli z parametrami, które dawałyby możliwości jazdy po dzisiejszym mieście, które były tak różnorodne i wymyślne, że szok. Prędkość ponad 100 km/h już w tamtych czasach (międzywojenne) była normą w sprzedawanych pojazdach - mimo że samo nabycie auta było luksusem dla stosunkowo niewielu. Spalanie na 100km - rzadko powyżej 20 litrów, niektóre modele schodziły poniżej ekologicznych 10 litrów, a jeden fajny trójkołowiec mógłby być symbolem ekologów przez całe stulecie. Większość tamtych wiekowych modeli miała strasznie dużą masę przez wielki silnik czy metalowe karoserie, ale fakty są takie, że już wtedy były to auta o osiągach zapewniających wysoką użyteczność nawet dzisiaj.
Dlatego zastanawiam się, czy cała branża moto nie jest dzisiaj leniwym naśladowcą w stosunku do poprzedników? Z ostatnich lat kojarzę takie eksperymenty jak Lamborghini Sesto Elemento z wagą 1t, same włókna węglowe itp., czy rzeczywistych pionierów spod marki Koenigsegg (niebotyczne osiągi wszystkich modeli, jakieś innowacje skrzyni biegów, rekordy prędkości). Nie widzę natomiast spektakularnych sukcesów, genialnych rozwiązań, "strzałów w dziesiątkę" pod kątem popytu. Przecież teraz auta też jeżdżą przeciętnie z 70km/h (biorąc pod uwagę jazdę po mieście i autostradach - średnia), istnieją nowe technologie, auta mogą być lżejsze, bardziej aerodynamiczne, wspomaganie jazdy itp.. Jedyny postęp (?) to zamiana przedwojennego szofera na AI, ale to chyba jeszcze parę lat, a z perspektywy pasażera chyba wolałbym szofera niż jakiś Delamain. ( No dobra, nie jedyny, ale patrząc na bez awaryjną jazdę dobrego kierowcy to jeden z niewielu )
Słowem zauważam pewien trend w branży motoryzacyjnej, który można zobrazować pewną sytuacją. Mamy jakąś bezludną wyspę (rynek motoryzacyjny), na którą przypływa pionier i robi co chce. Potem przypływają inni i robią co chcą, ale zaczynają konkurować i znajdywać rozwiązania optymalne, ukryte skarby, przekształcają środowisko itp.. Każdy kolejny dopływający do wyspy będzie miał co raz mniejsze szanse na bycie oryginalnym, co raz mniejsze możliwości odnajdywania nowych możliwości, będzie co raz bardziej uzależniony od poprzedników. Tylko że co innego, jak na wyspę przypływa człowiek wykształcony i od razu znajduje optimum znalezione przez innych (np. osada nad rzeką), uczy się, powiela wzorce, ale potrafi być lepszy dzięki edukacji. A co innego jak wszyscy się kiszą na tej wyspie i już nie ma logiki tylko jakieś walki klanów. Tak myślę o teraźniejszej branży moto.
Może to jakiś sentyment do elegancji związanej z posiadaniem aut przed 2 WŚ, a może za dużo myślę przez pandemię, ale jest to dla mnie niezrozumiałe, dlaczego dzisiaj nikt nie próbuje wykorzystać starych wzorców, albo poprosić jakichś studentów asp o wymyślenie karoserii. Przecież wiadomo, że przeciętne auto powinno mieć małe spalanie, wystarczające przyspieszenie, prędkość maks. poniżej 200 i dosyć komfortowe wnętrze. A uważam, że uwielbienie do niektórych starych, popularnych modeli wyssaliśmy z mlekiem matki.
Pozdrawiam
Macie rację
(PS: oczywiście możliwe, że wszędzie powstają jakieś prototypy, próby pójścia w nowym kierunku. Ale tysiące ludzi teraz pracują nad zmianą jednego detalu w jakimś aucie, a kiedyś 1 czy dwie osoby projektowały światową gwiazdę. 0 satysfakcji)