szybki napisał(a):Jak coś to będzie znajomy lex is250 automat do sprzedania. Cena bida ale wrsja też bida.
Możesz zapodać jakieś info jeśli wystawi na otomoto czy coś, to luknąłbym. Jednak generalnie szukam na terenie województwa lubelskiego + bliskie okolice, np. Radom.
Ossy napisał(a):Zanim się napalisz na tego ISa 250 w manualu to obejrzyj sobie ten filmik i zobacz z jakimi kosztami może wiązać się kupno tego auta:
Oglądałem ten filmik 2 razy. I jak już to bardziej przekonał mnie do tego modelu, niż odstraszył. Co masz na myśli pisząc o kosztach? O takich podstawowych eksploatacyjnych? Przecież doskonale wiem, że spalanie paliwa będzie większe. Tak samo wyższe OC. To chyba oczywiste. Nie jestem takim nieogarem, że pcham się w auto, którym potem w ogóle nie będę jeździł, bo mnie nie będzie stać na jego eksploatację. Grunt, by się nic poważnego nie psuło, a paliwo i OC to sprawa drugo lub nawet trzeciorzędna. Jakbym chciał ekonomiczne auto, no to chyba bym celował w inne samochody, prawda? Poza tym IS 250 wcale tak dużo nie pali według mnie, dużo zależy od tego jak się jeździ.
Co do manuala w tym aucie, no to naczytałem się mnóstwa niepochlebnych opinii na jego temat i faktycznie jak już coś ma odstraszyć od tego samochodu, no to problemy ze skrzynią. Zapewne naprawa mogłaby pochłonąć duużo pieniędzy i fakt, zdecydowanie wolałbym tego uniknąć.
Dobra, Panowie. Swoją drogą, widziałem tego Lexusa IS250 na własne oczy. Okazało się, że sprzedaje to komis, a nie osoba prywatna, jak napisane w ogłoszeniu. Oto relacja.
Przejrzałem go z każdej strony z zewnątrz. Byłem z kuzynem co to się trochę zna na mechanice, bo składa motocykle, więc lepiej zorientowany niż ja. Od razu stwierdził, że z tyłu był malowany. Sprzedawca przyznał się, że sam malował trochę tył i maskę, bo coś tam coś tam. Powiedział również, że malował felgi, bo były brudne i miały jakieś tam odpryski. W środku było w miarę ok, chociaż mógłby chociaż odkurzyć trochę fotele. Schodziło powietrze z lewego, przedniego koła, w sumie nie wiadomo czemu.
Poważna lampka zapaliła mi się w momencie, gdy zapytałem o jakieś papiery, dokumenty, książkę serwisową, cokolwiek, co miał poprzedni właściciel. Sprzedawca stwierdził, że nic takiego nie ma, że przeszukali całe auto czy coś i tylko płyty do nawigacji są i tyle. Ee... ok.
Zrobiłem zdjęcie VIN-owi na blaszce w aucie celem późniejszego jego sprawdzenia. Postanowiłem się przejechać. Auto odpaliło bez zarzutu i wyjechałem, zrobiłem nim kilka kilometrów. Nie miałem za bardzo gdzie się rozpędzić. Dobrze, że w ogóle dało radę pojechać, bo wskaźnik paliwa sugerował, że jest go dosłownie 0. Albo jest uszkodzony, albo jechałem na oparach. I cóż mogę powiedzieć o samej jeździe... No sam nie wiem. Pierwszy raz jechałem takim autem, to nawet nie mam porównania. Mogę tylko powiedzieć, że jechało się w miarę ok, ale też jakoś bez szału. Może wynikało to z dużego stresu, no bo nie ukrywam, że byłem trochę zdenerwowany. Biegi wchodziły elegancko, nie słyszałem żadnych zgrzytnięć czy oporu przy ich zmianie, a spodziewałem się dużo gorszego doświadczenia. Może to przez stres, może odczułbym to po jakimś czasie. Jak mówiłem, nie miałem gdzie się rozpędzić, więc aż tak tego przyśpieszenia nie sprawdziłem. Ekran raz na jakiś czas migał. Trwało to ułamek ułamka sekundy, w sensie, że na milisekundę gasł, no coś jak zakłócenia w TV czy innych urządzeniach. Kamera cofania działała jednak bardzo dobrze.
Po fakcie kuzyn tylko stwierdził, że jemu to się za bardzo nie podoba. Nie jechał takim autem nigdy, ale stwierdził, że chyba coś nie tak może być z silnikiem bo dziwnie brzmiał, no ale nie jest pewien. No i że samochód po takim przebiegu powinien być bardziej zadbany w środku, że gałka biegów jest taka wyjechana i coś tam jeszcze. Powiedział, że licznik kręcony to jest prawie na bank.
W domu sprawdziłem
VIN na autodna. 60 zł, co to za pieniądz. I tak, było bardzo ciekawie. Od razu zobaczyłem, że auto po raz pierwszy zarejestrowane było w Holandii. Ostatni raz rejestrowane w tym kraju było do sierpnia 2018 roku, potem już żadnych danych nie było. Przypominam, że w komisie stało na niemieckich blachach.
Liczba właścicieli? 7. Przez 6 lat było na osobę prawną, przez 3 lata na osobę prywatną, a potem przez nieco ponad miesiąc 5 razy zmieniało właściciela, same firmy (osoby prawne).
Zobaczyłem zdjęcia auta z sierpnia 2018 roku. Było jeszcze na holenderskich blachach. Oj, nie wyglądało tak dobrze, jak obecnie. Zarysowane tu i ówdzie, być może było i stuknięte. Rura wydechowa z tłumikiem leżała w bagażniku i było to od tego auta, bo brakowało lewego wydechu. Gałka skrzyni biegów starta, tak samo jak kluczyki. Felgi... Zmasakrowane. Nie tylko brudne, ale z odpryskami, jakby ktoś młotem obił i polał kwasem na dobitkę. Auto w ogóle jakieś takie umorusane, brudne, zakurzone, jakby wyszło z tyłka jakiegoś olbrzyma.
No ale najciekawsze, czyli przebieg. W ogłoszeniu w internecie widniało 200 000 km. W komisie na tabliczce w aucie (która de facto miała być nieaktualna jak stwierdził sprzedawca, bo cena stara i wyższa - 34 900 zł, a w necie 32 900 już) 220 000 km. Więc w internecie magicznie przebieg się zmienił, a zapomnieli usunąć nieaktualnej tabliczki. A może to w necie się pomylili, no nieważne. Wśród zdjęć widniało piękne foto zegarów, a tam przebieg... 357 870 km. Stan na sierpień 2018. Rok czasu prawie minął, więc auto może i mieć coś pod 400k. A wystawiają jako auto z 200.
Mam nadzieję, że wkrótce zmienią prawo i za takie oszustwa będą karać, bo to nieporozumienie. Oszustwo, wprowadzenie w błąd i wyłudzenie pieniędzy. Brak dokumentów i książeczek serwisowych, nie wiadomo co, kiedy, jak i gdzie było wymieniane i czy w ogóle. Przy aucie mającym taki przebieg (realny) to niedopuszczalne. Jakiś frajer się na 100% trafi i czeka go zapewne inwestycja wymiany połowy samochodu, jeśli nic nie było robione wcześniej (a tego nie wiadomo).
W zasadzie powinienem podziękować jak nie miał żadnych dokumentów, no ale chciałem się jeszcze przejechać. Od początku jednak mi się to nie podobało i wszystko się potwierdziło.