Inaczej. Chcesz mieć auto w stanie bliskim ideału? Znajdź dobrą, zadbaną bazę a potem włóż drugie tyle w wymianę części, zabezpieczenie antykorozyjne, blacharza, lakiernika itd.
Uwierz mi - "igły" rozchodzą się wyłącznie w rodzinach. Znam przypadek sprzedaży Opla Astry H od dziadka, który autem jeździł dosłownie do kościoła i na ryby. Jak droga była pełna kałuż to potrafił na jedynce się toczyć, żeby mu podwozia nie pochlapały. A na widok błotnistych dróg zawracał... Wszystko robione w ASO (chociaż to nie zawsze na plus, bo takich tam ciemniaków można nieraz spotkać, że to szok).
Astrę sprzedał za 15 tys. zł właśnie po rodzinie. Do tego stopnia, że ci, którzy kupowali auto wzięli kredyt, byleby tylko mieć to autko. Dlaczego? Bo i tak im się to opłacało.
Nieraz na forum mówi się, żeby mieć starter 2 - 2,5 tys. zł i ludzie łapią się za głowę, że aż tyle. To jest tylko tyle. Może być nieraz za mało. Zakładając, że nie kupujesz amortyzatorów "Shock Absorber made in Germany" za 50 zł sztuka, paska rozrządu z gumy do żucia itd. to 2 tys. będzie na styk. A gdzie opony (bo stosunkowo rzadko widzę auta z gratisem w postaci jednosezonowych opon)? Gdzie zaprawki, poprawki, coś na korozję? Gdzie kasa na przetrzepanie auta w ASO? Każdemu się wydaje, że zna się na autach, że trupa widać na pierwszy rzut oka. A potem kupują bubla od handlarza po lekkim auto-detailingu myśląc, że złapali Pana Boga za nogi. A potem wchodzę na forum i czytam "kupiłem miesiąc temu auto i stukają popychacze, w dodatku falują obroty i w garażu jest plama po oleju". Tadam
Ale za to ładnie się błyszczy i nie ma (nie widać, bo ukryta) rdzy