Ostatnio wracałem z Drezna i bogu dzięki że już w Polsce zapaliła mi się pomarańczowa
kontrolka silnika. Objawy: żółwie tempo wzrostu prędkości i obrotów (ok 10km/h/10sek) pomimo wciskania pedału gazu w podłogę temperatura w porządku, zero podejrzanych dźwięków.
Zjechałem ok 5km dalej na stację benzynową auto zostawiłem na noc i odebrał mnie ojciec.
Na następny dzień przyjechaliśmy, olej ok, odpalamy, kontrolka się NIE zapaliła, do warsztatu toyota dojechała o własnych siłach a nastawialiśmy się na hol. Mechanik podpiął pod komputer pokazało 3 błędy: Obwód przepływu mas powietrza, czujnik temperatury chłodziwa, usterka układu pompy paliwa. Błędy wykasował ale jak podpinał to check engine się nie świeciło i jeszcze tego samego dnia wieczorem pojechałem a4 na Wrocław. Około 50km spoko żadnego problemu. Nagle te same objawy a ta sama kontrolka zapaliła się dłuższą chwilę później. Dojechałem do zjazdu na Wro obawiając się że jak zwolnię na zjeździe to nie ruszę. Po zjeździe na długiej prostej przegoniłem ją do 140km/h i przyspieszała jakby problemu przed chwilą nie było. Dojechałem pod sklep, zgasiłem, zakupy, odpaliłem kontrolka się NIE zapaliła dojechałem do domu i ok. Wczoraj jeździłem nią po Wrocu i też wszystko ok.
I teraz ważna rzecz jakiś czas temu nieświadomie jeździłem nie wiem ile z pękniętą rurą filtr pow-turbina, czujnik przepływomierza był wypięty (przez to więcej paliła i kopciła) bo inaczej auto zamulało rura około 4000km temu została zmieniona a czujnik przepływomierza wpięty z powrotem, i około 1000km przed obecną usterką był zmieniany olej (10w40 półsyntetyk mobil) i filtr oleju i powietrza.
O co chodzi? Jakiś nagar się oderwał i coś przytkał potem się odetkał i potem znowu przytkał i znów odetkał? Co robić? Ile to będzie kosztować? Pomocy