Witam.
Posiadam Forda Fiestę w roczniku 1992 diesel.
Jakiś czas temu miałem problem z Fiestą. Nie było ładowania, świeciła się
kontrolka od ładowania (taki akumulatorek) auto jechało, akumulator rozładowywał się do zero - i gasło. Wymieniałem szczotki na alternatorze, oraz łożysko.
Auto działało normalnie.
Wszystko chodziło ok, aż w pewnym momencie problem znowu wystąpił. Auto jeździło, ale w końcu rozładowywało się i gasło. Z tym, że kontrolka już się nie świeciła! Zmieniłem szczotki przy rozruszniku i znowu było parę dni ok. Zrobiłem prawie 300 km w trasie.
Jak już wracałem odczepił się kabel od alternatora. (nie wiem czy na alternatorze, czy rozruszniku - w każdym razie po stronie pasażera na dole pod autem). Kabel luźno wchodził na taki bolec, dlatego wypadał. Ale po jego włożeniu normalnie było ładowanie i auto działało.
W końcu zdecydowałem się coś z tym zrobić.
Mechanik wymienił mi ten luźny kabel, który był nakładany na bolec... Zastąpił to jakimś swoim kablem i przykręcił to na śrubkę.
Od tego momentu kiedy odpalam auto, to na moment (2-3sekundy i gaśnie) odpala mi się kontrolka z akumulatorem. (od ładowania?).
Auto normalnie jedzie, ale po pewnym czasie albo gaśnie... Albo jak sam je zgaszę to już nie odpala. Tylko na popych.
Co może być przyczyną? Złe zamontowanie tego kabelka?
Jak mierzyłem wczoraj (po rozładowaniu, jak auto nie chciało zapalić) to jakieś tam napięcie czy coś, wyniosło lekko ponad 13V.