Heh, to jak rozpoczęliście temat wyprzedzania, pod którym podpisuję się ręcoma i nogoma, to też go nieco rozwinę. Po moim pierwszym mandacie (84 km/h w terenie zabudowanym, w sensie cztery domy na krzyż i chodnik, który od ulicy dzielił rów i 5m...) zacząłem jeździć bardzo przepisowo. Wiadomo, 300 zł bolało, szczególnie, że wtedy jeszcze nie pracowałem.
Jakie spostrzeżenia? Wyprzedzanie jest bez sensu. Z kierowcami, którzy mnie wyprzedzili, w większości spotykałem się na zakrętach (oni ze 120 km/h do 70 km/h, ja bez zmiany te 95 km/h, czy to zakręt czy prosta). Zero stresu, bo kiedy inni liczą, że ktoś im mrugnie światłami, ja jadę przepisowo i mam to gdzieś. Co więcej, jazda staje się bardziej komfortowa nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Często przed zakrętami czy innymi "z dupy" miejscami były ograniczenia typu 60 km/h czy 40 km/h. I wbrew pozorom, one nie są z dupy. Pokonując je z tymi 40 km/h jest po prostu przyjemniej - nie rzuca pasażerów po całym samochodzie, dziewczyna przestała panicznie i kurczowo trzymać się uchwytów przy drzwiach
No i ostatnia kwestia - ekonomia. Okazało się, że ze spalaniem naprawdę można zejść do minimum, a jednocześnie jeździć dynamicznie. Jak ostudzi się krew brakiem wyprzedzania i szaleńczej jazdy, aby być w domu pięć minut wcześniej, to nagle się okazuje, że hamując praktycznie samym silnikiem można jeździć relatywnie paliwożernym, oplowskim 1.4 16v bardzo oszczędnie, nawet bez gazu. A to wszystko okraszone jest jedynie koniecznością myślenia, analizowania i braku presji, bo kierowca za tobą siedzi ci na zderzaku, aby hamować ostro przed samym zakrętem, kiedy ty 100 - 200 m przed puszczasz gaz i robisz stopniową redukcję.
A minusy tego można łatwo wyeliminować. Przychodzi weekend, jedzie się na opuszczone lotnisko i tam można wydusić z Astry te 90 KM
Chociaż powiem wam, że i tak marzy mi się kupić coś z V6, żeby za dnia jeździć tym cicho i spokojnie, a wieczorem...