REKLAMA
Nie zawsze to co stoi na sklepowej półce jest tym czym naprawdę powinno być. Akumulator jest na tyle specyficznym produktem, iż wraz z upływem czasu może utracić część swoich właściwości. Niestety, dość często zdarza się, że sami producenci akumulatorów deklarują na etykietach nieprawdziwe dane.
Proces samorozładowania akumulatora odbywa się niezależnie od warunków sklepowych. Po prostu każdy akumulator stojący bezczynnie czy to w sklepie czy nawet w naszym garażu traci po pewnym okresie część swoich właściwości rozruchowych. Zdarza się bowiem, iż wartość np. prądu rozruchu deklarowana na etykiecie danego akumulatora jest inna niż ta w rzeczywistości. Bez obaw jeżeli wartość ta jest wyższa, gorzej jednak w przypadku gdy deklarowany prąd rozruchu powinien wynosić na przykład 540 Ah, a w rzeczywistości wynosi znacznie mniej. Tak duży ubytek prądu może spowodować, iż w stosunkowo krótkim czasie możemy mieć problem z naszym akumulatorem i pewnego dnia po prostu nie uruchomimy naszego samochodu.
Mniejsza od deklarowanych na etykiecie wartość parametrów technicznych może być związana zarówno z naturalnymi reakcjami jakie zachodzą w akumulatorze (samorozładowywanie się), jak i nierzetelnością producentów, którzy w pogoni za klientem często specjalnie wprowadzają go w błąd, deklarując zawyżone wartości na etykietach. W pierwszym przypadku kluczową rolę odgrywa osoba sprzedawcy, który powinien dla dobra klienta dbać o towar i okresowo sprawdzać stan naładowania akumulatora i w razie potrzeby doładować go. W drugim przypadku jedyną skuteczną metodą uniknięcia zakupu akumulatora z „zafałszowanymi” danymi na etykiecie, to wymuszenie na sprzedawcy, aby za pomocą odpowiedniego urządzenia do testowania akumulatorów w naszej obecności sprawdził chociażby rzeczywistą wartość prądu rozruchu, jeżeli okaże się ona niższa od tego co napisane jest na etykiecie, najlepiej nie podejmować ryzyka i odstąpić od zakupu.
