
[Aby zobaczyć film musisz być zalogowany na forum » zaloguj się]
No i cała maszyna ruszyła - filmik znalazły media, więc zainteresowała się policja - wystosowała idiotyczną prośbę do internautów, że jak ktoś nagrał na kamerce samochodowej to BMW to żeby przesłać im filnik z tej kamerki

Ale internauci znaleźli w sieci inny filnik, z tym samym autem, na którym widać numery rejestracyjne. Oczywiście policja tego filmiku nie znalazła - musieli to zrobic inni...
No i policja ogłosiła sukces całej Polsce - wiemy jakie numery rejestracyjne miało to auto, podejrzewamy kto jechał tym autem i próbujemy się z tą osobą skontaktować...

Media jednak nie odpuszczają i ustaliły, że kierowcą jest znany w środowsku pseudorajdowców idiota i prowadzi w Wawie wypożyczalnię samochodów. Jednak policja nadal ma problemy, żeby się z nim skontaktować.
W końcu go znajdują, ale 35 latek odmawia zeznań i sprawa ląduje w prokuraturze, która... sprawę umarza, bo zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego szalona jazda pod prąd i ucieczka przed policją to nie przestępstwo. Gdyby w wyniku tego pseudorajdu doszło do wypadku, to co innego.
Głos zabiera komendant główny policji Marek Działoszyński, który - jakby nie znając opinii prokuratur świętokrzyskiej i warszawskiej - zapowiada rychłe ukaranie pirata z kodeksu karnego a nie wykroczeń i zapewnia, że wystarczy do tego materiał filmowy.
Kolejnego dnia okazuje, że nie prokuratorzy a komendant Działoszyński. Zareagowała bowiem prokuratura apelacyjna, która... nakazała prokuraturze okręgowej wszczęcie śledztwa, najwyraźniej nie przejmując się wyrokami Sądu Najwyższego.
Śledztwo rusza we wtorek, jednocześnie zasadność umorzenia postępowania w sprawie pościgu pod Kielcami będzie badać prokuratura apelacyjna w Krakowie... Sytuacja zmienia się więc o 180 stopni, chociaż od wszczęcia śledztwa do skierowania sprawy do sądu i ewentualnego skazania droga jeszcze daleka. Co więcej, prokuratorzy dalej twierdzą, że na filmie żadnego przestępstwa nie ma...
A kierowca? Dalej sobie drwi z prawa i policji, wrzucając kolejny film z nocnej jazdy, innym sportowym samochodem i pozdrawiając "nieudolną" policję. Przepisów ruchu drogowego nie łamie. No może poza jednym - tym, który mówi, że bez prawa jazdy jeździć nie wolno... Film publikuje, gdy sprawą zajmują się już ministrowie i najważniejsi w kraju policjanci...
Wreszcie sprawa opiera się o... premiera. Szef rządu, zmuszony do odpowiedzi na pytania dziennikarzy, mówi, że minister spraw wewnętrznych zapewnił go, że kierowca BMW wkrótce zostanie zatrzymany. Mówi również, tu cytat: "W jakimś sensie przepisy, które dzisiaj prezentowałem (dot. zaostrzenia kar dla pijanych kierowców - przyp. red.), powinny też odblokować mentalnie prokuratorów, a także sędziów (...) jeżeli ktoś jedzie 200 km/godz. przez środek miasta, to popełnia przestępstwo przeciwko bezpieczeństwu drogowemu, jeśli to robi w dodatku permanentnie."
Zaraz, moment. Szef rządu mówi sędziom, jakie mają wydawać wyroki? O ile uwaga do prokuratorów jest do przyjęcia, wszak w Polsce prokuratura podlega rządowi, to już zalecenia skierowane do sędziów wykraczają poza normy przyjęte w państwie demokratycznym. Czy premier zapomniał, że już w szkołach dzieci uczy się, iż władza sądownicza jest niezależna od wykonawczej? A może mamy rozumieć, że to tylko teoria?
Cała sprawa nosi znamiona kompromitacji państwa polskiego. Młody człowiek ucieka policji, rozbija samochód i traci prawo jazdy. Nie robi sobie z tego nic. Nadal jeździ samochodami i to sportowymi, których w Polsce jest może po kilka czy kilkanaście sztuk. Jeździ po ulicach stolicy, naszpikowanych kamerami monitoringu, fotoradarami i policją. Jeździ, łamiąc wszelkie możliwe przepisy i jeździ bezkarnie. Nikt tego nie widzi bądź nie chce widzieć. Dzieje się to wszystko w momencie, gdy minister spraw wewnętrznych ogłasza akcję "zero tolerancji", nakazując policjantom zatrzymywanie praw jazdy za pojedyncze wykroczenia, a rząd debatuje nad zaostrzeniem kar dla pijanych kierowców.
I jeszcze jedna, równie bulwersująca sprawa. Na nagraniu widać, że przepisami gardzi nie tylko kierowca BMW, ale również przynajmniej czterech motocyklistów. Dlaczego o tym się nie mówi? Dlaczego policja ich nie szuka, a prokuratura nie wszczęła śledztwa, dlaczego nikt nie analizuje zapisu z kamer, nie próbuje ustalić nr rejestracyjnych? Czy motocykliści są innymi uczestnikami ruchu drogowego niż kierowcy samochodów? Czy obowiązują ich inne przepisy, w szczególności - nie obowiązują ograniczenia prędkości? Polska to dziwny kraj...
Post napisano z pomocą info z interia.pl