[Aby zobaczyć link musisz być zalogowany na forum » zaloguj się]
Uploaded with
[Aby zobaczyć link musisz być zalogowany na forum » zaloguj się]
Uploaded with
[Aby zobaczyć link musisz być zalogowany na forum » zaloguj się]
Dnia 12.grudnia o godz. 17:55 br uczestniczyłem w kolizji drogowej na skrzyżowaniu ulic Górczewskiej i Powstańców Śląskich w Warszawie. Wjeżdżałem na skrzyżowanie od strony ulicy Powstańców Śląskich samochodem marki Mitsubishi Carisma [kierunek mojej jazdy] - przy czym w momencie mijania przeze mnie sygnalizacji świetlnej byłem na świetle zielonym. Przed sobą miałem 2auta osobowe, które podobnie jak ja oczekiwały na mozliwość bezpiecznego opuszczenia skrzyżowania. Po dłuższej chwili oczekiwania auta stojące przede mną zaczęły powoli ruszać, więc i ja wrzucając pierwszy bieg wykonywałem manewr skrętu w lewo. Upewniwszy się przedtem, że auta jadące na wprost zwalniają przed swoją sygnalizacją, a zaraz po tym zatrzymają się, a moja jazda nie będzie kolidowała z ich - włączałem się do ruchu. Oba wspomniane przeze mnie wcześniej auta jadące przede mną opuściły bezpiecznie skrzyżowanie, a ja zaraz po ruszeniu usłyszałem krzyk moich pasażerów siedzących w samochodzie "O Boże, On jedzie na nas!". Samochód dostał centralnie w sam środek boku od strony pasażera. Auto, które we mnie uderzyło jechało z bardzo dużą prędkością, większą niż 50km/h dopuszczalne w terenie zabudowanym. Na pewno kierowca nie dostosował prędkości do warunków panujących na drodze - była odwilż, a jezdnia była mokra. Sprawcą tego był kierowca samochodu Citroen Berlingo należącego do bardzo znanej firmy kurierskiej. W momencie uderzenia samochód Kuriera znajdował się na lewym pasie dla jadących prosto, a jego koła ustawione były pod kątem i sugerowały w wyraźny sposób zmianę pasa przez kierowcę. Pan ten najwyraźniej próbował wykorzystać pas służący do jazdy w lewo i przejechać na wprost. Dodatkowo dowodzić tego może fakt przyspieszania na krótko przed zderzeniem, braku jakiejkolwiek reakcji na mój widok, oraz hamowania na odcinku 2-3metrów przed stłuczką. Jak już wspomniałem wiozłem ze sobą 3pasażerów, którzy byli naocznymi świadkami całego zdarzenia. Wszyscy wyskoczyliśmy z aut, wezwaliśmy Policję. W oczekiwaniu na przyjazd Policji, krótko po zdarzeniu (4-5minut) zjawiła się na miejscu młoda kobieta, która przywitała wyraźnie zmieszanego na widok siebie Kuriera słowami "No i co narobiłeś? I co teraz będzie?" Wszyscy z uczestników zdarzenia słyszeliśmy to dosyć wyraźnie, gdyż znajdowaliśmy się w bardzo bliskiej odległości. Po czym nastapiła między nimi jeszcze krótka wymiana zdań, po których rozległ się ich wyraźny drwiący śmiech. Kobieta głośno powiedziała "To ja idę po fajki" po czym odeszła. Ich zachowanie jasno dawało odczuć, że ten Pan jechał na spotkanie z Nią. Najwidoczniej stąd wziął się jego pośpiech i brawura.
Ze swojej strony próbowałem wyjaśniać zaistniałą sytuację, gdyż od samego początku byłem przekonany o winie kierowcy drugiego pojazdu. Tłumaczył się, że wjechał na zielonym swietle, przy czym wskazując na pas do jazdy w lewo upierał się, iż może on służyć do jazdy na wprost - co moim zdaniem jest wręcz absurdalne, gdyż znaki mówią inaczej.
Na miejscu ustawiłem trójkąt ostrzegawczy, który to został fachowo umiejscowiony przez przechodzącą tamtędy Ratowniczkę.
Po około 40minutach zjawiła się Policja. Nakazała nam ona zjechanie w zatoczkę autobusową bez dokonania wcześniejszych oględzin miejsca kolizji. Zostały od nas pobrane dokumenty, zrobiono nam test na obecność alkoholu w wydychanym powietrzu. Wynik oczywiście w obu przypadkach był negatywny. Kolejnym etapem było przesłuchanie mojej osoby. Po pierwszym zdaniu w którym powiedziałem, iż - nadjeżdżałem od strony ulicy Powstańców Śląskich i znajdowałem się na pasie służacym do skrętu w lewo - napotkałem się z przerwaniem mi składania zeznań przez Pana Policjanta oraz orzeczenie przez Niego, iż "To co usłyszałem jest mi wystarczające aby uznać Pana winnym całego zajścia na podstawie artykułu 25. Kodeksu Drogowego" (Ruch pojazdów - przecinanie się kierunków ruchu). Apelowalem o wysłuchanie mnie do końca, rządałem przejrzenia nagrań z kamer (skrzyżowanie to było monitorowane). Nalegałem na przesłuchanie pozostałych uczestników kolizji oraz konfrontację. Policjanci zbywali mnie mówiąc, że nie mają prawa wglądu do kamer rejestrujących obraz, a poza tym nie będą oglądać "jakichś tam" filmów. A skoro im nie jest wolno tego robić, to mi tym bardziej. Traktowany byłem wymijająco, wyraźnie czułem dyskomfort w niejednakowym traktowaniu stron. Wprost zapytałem, dlaczego jestem deklasowany, czy powodem takiego zachowania jest rejestracja mojego samochodu wskazująca na osobę zamieszkałą poza Warszawą? Powiedziano mi, że przecież zawsze mogę odmówić przyjęcia wystawionego mi mandatu karnego - wtedy sprawa zostanie skierowana na drogę postępowania sądowego. Tam o ile uda mi się zdobyć jakieś nagrania będę mógł je sobie obejrzeć, łącznie z obrazem z satelit znajdujących się w kosmosie. Widząc iście schematyczne podejście oraz brak zaangażowania się ze strony Funkcjonariuszy w wyjasnienie zdarzenia zarządałem kontaktu z Przełożonym Panów Policjantów chcąc wyrazić oficjalnie swoje niezadowolenie. Jednakże i tutaj zawiodłem się, gdyż potraktowany zostałem przez Zwierzchnika nie mniej oschle. Orzekł, iż nie będzie podważał autorytetu Policjantów z kilkunastoletnim stażem. Ostatecznie odmówiłem przyjęcia mandatu, a sprawa została skierowana do sądu.
Mój przypadek jest specyficzny, ponieważ to ja zostałem uderzony przez inny pojazd - stąd wymaga dokładnej analizy. Nie wymusiłem pierwszeństwa przejazdu, ruszyłem dopiero po wcześniejszym upewnieniu się, że nie stwarzam zagrożenia innym uczestnikom ruchu. To we mnie uderzono, co moim zdaniem czyni mnie stroną poszkodowaną.
Przez pięc kolejnych dni prowadziłem swoje prywatne dochodzenie w tej sprawie, analizowałem cykle sygnalizacji świetlnych oraz swoje spostrzerzenia, poszukiwałem okolicznych kamer mogących nagrać to zdarzenie. Z moich obserwacji wiem, iż są conajmniej 3kamery, które mogły zarejestrować to zajście. Pierwsza z nich znajduje się na Ratuszu. Zaś pozostałe dwie na ulicy Powstańców Śląskich (skrzyżowanie z ulicą Górczewską oraz z ulicą Gen. Pełczyńskiego). Jestem w 100% przekonany iż całkowita wina leży po stronie kuriera, który nie dostosował prędkości przez co stwarzał zagrożenie życia dla mnie oraz moich pasażerów. W dodatku jego występek spotkał się z aprobatą ze strony funkcjonariuszy Policji, co umacnia go w przekonaniu bezkarności oraz czyni jeszcze większym zagrożeniem w naruszaniu przepisów Kodeksu Drogowego. Na koniec należy wspomnieć także o Policji, która podeszła do mnie powierzchownie, nie potrafiła wytłumaczyć co wolno jej, a do czego mam prawo ja. Na tej podstawie można wątpić w kompetencje funkcjonariuszy, podejrzewając ich o nieznajomość podstawowych aspektów swojej pracy.
Bardzo prosze o opinie. Może ktoś znalazł się w podobnej sytuacji jak moja. W jaki sposób mam udowadniać swoją niewinność??