REKLAMA
Witam wszystkich forumowiczów. Kilka dni temu spotkało mnie przykre zdarzenie, stałem na torach i tramwaj wjechał w mój tył samochodu. Sprawa wydaje się prosta ale taka nie jest. Motorniczy tramwaju nie przyznaje się do winy. Poniżej opisze zdarzenie:
Ulica jest dwukierunkowa (ślepa uliczka, na samym końcu tej ulicy jest zakaz wjazdu), dwa pasy w jedną stronę i dwa pasy w drugą. Na prawym pasie wzdłuż ulicy stoją zaparkowane samochody zatem ruch może odbywać się wyłącznie lewym pasem (po torach). Właśnie tak jechałem samochodem, stanąłem w pewnym momencie aby zobaczyć czy jest wolne miejsce parkingowe. Jak stałem zobaczyłem we wstecznym lusterku że za zakrętu wyjeżdża tramwaj, oczywiście tramwaj się nie zatrzymał i wjechał w tył mojego samochodu.
Cała sprawa trafi do sądu (grodzkiego) ponieważ motorniczy wyssał sobie z palca historie że cofałem samochodem i policjant nie mógł rozstrzygnąć sporu.
Moje pytanie jest takie czy czasem sąd nie doczepi się do tego że stanąłem na torach? Nie było znaku zakazu zatrzymywania się i postoju więc stanąłem samochodem. Nie widziałem w tym nic złego, co wy na to? Na to że stałem w miejscu mam świadka który wszystko widział, więc tym się nie martwię!
Jak sądzicie jak sąd podejdzie do całej sprawy?