13 Wrz 2009, 10:08
Ciekaw jestem czy zgadzacie się z tym wywiadem:
Co najbardziej pana dziwi jako kierowcę?
- Mógłbym powiedzieć, że już nic mnie nie dziwi, ale owszem: kobiety. Proszę zauważyć, jak rzadko przepuszczają innych. Po części dlatego, że przyzwyczaiły się, iż to one są przepuszczane.
Może kobiety nie przepuszczają, bo biorą odwet na mężczyznach. Tyle razy widziały bezczelnie wpychających się mężczyzn, że nie zamierzają czynić wobec nich żadnych gestów, bo i tak nie zostałoby to docenione.
- Jest rodzaj pań, które celują w takim podejściu - to bizneswoman. Są agresywne i zdecydowane. Jeżdżą szybko i ryzykownie. Słowem - jak mężczyźni. I powodują niemal tyle samo wypadków. Przejęły role męskie w innych obszarach życia, więc i jeżdżą po męsku. Kiedy im to tłumaczę, zaczynają się z siebie śmiać.
Ale to dotyczy nie tylko kobiet. Biznesmen, nauczyciel, dziennikarz - porządny, wydawałoby się, człowiek - siada za kierownicą i
- zmienia się. W żadnym innym miejscu nie tracimy tak łatwo kontroli nad sobą. Choć to do nas niepodobne, klniemy, karcimy, wygrażamy, złorzeczymy.
Szukając żony czy męża, warto więc sprawdzić, jak ten ktoś sprawuje się jako kierowca.
- Bo auto to jedno z niewielu miejsc, w których zapominamy o presji norm ograniczających nas w normalnym życiu. Czy przekraczając o 50 km/godz. dopuszczalną prędkość, czuje się pan jak przestępca? Nie. Stępia się autocenzura, wychodzą mankamenty osobowości, a nawet odzywają się atawizmy.
W cudzie techniki XX wieku?
- Właśnie dlatego. Auto to świeży wynalazek. Za kółkiem siedzimy od trzech-czterech pokoleń. Przepisy zmieniają się co parę lat, a i na drogach dużo się dzieje. Czujemy się jak w dżungli i tak się zachowujemy. Chcemy być najważniejsi w grupie, narzucić innym swoje reguły. A więc ponaglamy ich klaksonem, przeganiamy światłami z lewego pasa albo przeciwnie - narzucamy tempo, jadąc lewym pasem i nie dając się wyprzedzić.
Jak kierowcy tirów, kiedy jeden wyprzedza drugiego, jadącego 5 km/godz. wolniej.
- Wiedzą, że przy okazji blokują całą jezdnię. Ale właśnie o to chodzi. Chcą pokazać, że są panami sytuacji i że to inni muszą się podporządkować.
Alfred Adler, teoria dążenia do przewagi i mocy
- Powstała wcześniej, ale dobrze tłumaczy relacje na drodze. Dlaczego lubimy prowadzić auto, choć wymaga to ciągłego napięcia i koncentracji? Bo w roli kierowcy mamy poczucie władzy i kontroli nad sytuacją. Bo możemy kreować siebie. Bo wystarczy nacisnąć pedał gazu, by być szybszym, sprawniejszym, lepszym od innych.
Czterech na pięciu kierowców ocenia siebie jako dobrych lub doskonałych. Niemal tyle samo ocenia innych jako złych. Jest tylko jedno wytłumaczenie tej asymetrii: za kierownicą postrzegamy się lepszymi, niż w istocie jesteśmy.
- Tę asymetrię widać i w ocenie umiejętności, i w podejściu do prawa. Kiedy na pięćdziesiątce jedziemy setką, naszym jedynym zmartwieniem jest, czy nie namierzy nas radar, a nie to, czy zdołamy opanować pojazd w nagłej sytuacji.
Kiedy zaś siedzimy na ławce przed domem i widzimy kierowcę dublującego dozwoloną prędkość, myślimy - szaleniec! A jakby mu wybiegło dziecko? Czyli bardziej ufamy sobie niż innym.
Siebie oceniamy jako racjonalnych, innych jako lekkomyślnych i nieprzewidywalnych. Co ciekawe, jako piesi wytykamy kierowcom także te zachowania, których sami dopuszczamy się za kółkiem.
Wynika z niego bowiem, że wszyscy jeździmy tak samo źle, ale o sobie myślimy, że jeździmy dobrze, a o kimś, że fatalnie.