Witam, normalnie mało co nie dostałem zawału, ale powiem po koleji. Szukałem dłuższy czas samochodu, bez skutku, i taki mechanik z mojej mamy pracy, znalazł mi Opla Astre G, mówł, że sprzedaje to jego sąsiad, (sprowadza auta z Niemiec). Najpierw ten mechanik pooglądał auto i mówi, że fajne, więc potem ja pojechałem z nim. Powiem szczerze, popełniłem największy błąd i nie sprawdziłem szabelki oleju (przypuszczałem, że mechanik to zrobił wcześniej). Auto oglądałem pod względem rdzy, wypadkowej przeszłości itp. rdzy zero, podwozie zdrowe, i raczej nie bite. Auto z Niemiec przyjechało lawetą i pod dom też mi przywieżli lawetą (auto bez tablic). Jak wiadomo zauroczony nowym zakupem odpicowałem go. Ale kiedy otworzyłem maskę, i zobaczyłem, że bagnet jest suchy jak pieprz to mało nie spadłem. Sprawdzałem auto pod względem mało oczywistych, rzeczy a najbardziej oczywistej rzeczy jaką jest olej nie sprawdziłem. Najlepsze jest to, że rzadna
kontrolka się nie świeci, więc nawet mi do głowy takie rzeczy nie przyszły. W poniedziałek dopiero zobacze na kanale odkręce korek i zobacze czy jest choć trochę oleju. Mam, więc pytanie do szanownych kolegów powiedzcie mi, czy to że na bagnecie nie ma wogóle oleju to musi to oznaczać, że nie ma go w misce? Może choć trochę go tam jest, ale nie dosięga? Czy jeżeli wogóle nie było oleju to przejechanie na lawete z lawety i tak jeszcze raz mogło spowodować zniszczenie slinika. Dodam, że sprzedawca powiedział, że mogę oddać auto, a on zwróci mi pieniądze. Proszę mi coś doradzić bo niewiem co mam robić.