REKLAMA
Witajcie,
mam taki dylemat, szukam swojego pierwszego auta, bo póki co jeździłem furką rodziców. Problem tylko taki że mam ok 10 tys zł, na auto, a wg opinii innych lepiej dozbierać bo nie da się nic kupić w tym budżecie które nie będzie skarbonką.
Potrzebuje auto głównie na dojazdy do roboty czyli miasto , przebiegi zamykają sie w 10 tys km rocznie
I teraz problem taki dajmy na to taki Golf 4 z silniczkiem 1,6 2003 rok niby trwałe auto ale wszyscy straszą naprawami silnika bo swoje ma nalatane, układ elektryczny, blacharka i pokombinowane egzemplarze.
Lepiej kupić np Golfa V z ciut młodszego rocznika, do tego chociażby salon Polska i wiedzieć co się ma, realny przebieg, widać jakie naprawy były robione itd.
Czy to prawda że 90% aut do 10 tys to są grzmoty których każdy się pozbywa bo się sypią?
No i pytanie czy warto dopłacić żeby kupić młodsze auto i młodszą generację?
Golfa V zamiast IV
Astrę H zamiast G
itd..
podałem przykłady aut które wg mnie no dla nie będą ok.
Chodzi mi o to jaki budżet jest ok żeby kupić coś co nie będzie stało u mechaników, blacharzy/lakierników i będzie służyło.
Ja wiem że tematów pełno nawet aut za 5 tys, tylko że no nastraszony opiniami w sieci z innych miejsc takie jak to + rodzina mam wątpliwości.
Z tego co każdy mówi nie da się kupić dobrego auto do 10 tys tylko rupiecie, większość pokombinowana zajechana, bez żadnej historii, silniki mają dosyć bo ogromne przebiegi i wtedy z takich 10 tys robi się 20 bo trzeba wkładać kasę.
Wg mojego kumpla np (potwierdzone doświadczeniem życiowym) jest taka zasada "ile dałeś tyle przejechałeś" tzn im dajesz mniej za auto - to nie licz na długą i bezawaryjną eksploatacje i koszty jak przy aucie 5 letnim.
Jak dasz 40 tys to auto posłuży, też coś się posypie ale wymiar naprawy będzie inny niż przy skarbonce za kilka pensji.
Więc może odpuścić i zbierać dalej? tylko nie wiem jaki budżet wystarcza na coś sensownego?