30 Gru 2010, 17:07
Witam
Mam problem z hamulcami na lewym tyle. Jakiś rok temu wymieniłem tarcze oraz klocki. Po kilku miesiącach (w marcu) na przeglądzie okazało się, że jedna strona hamuje mocą połowy strony drugiej. Po wizycie u mechanika i oględzinach zacisków, tarczy oraz klocków okazało się, że klocki (nie byle szmel tylko-ferodo) na lewym tyle są całkowicie spalone. Powiedziano mi, że to na pewno wina ręcznego, który pewnie zimą przymarzł i w czasie jazdy cały czas dociskał klocki do tarczy, bo zacisk działa niby ok, a tarcza wyglądała na równomiernie zużytą (aczkolwiek była lekko nadpalona). Problem został rozwiązany wymianą klocków i wszystko było ok, aż do nastania tegorocznej zimy. Po pierwszych śniegach wszystko fajnie, ale po kilku dniach mrozu autko prowadziło się coraz gorzej - poślizgi przy niskich prędkościach, podczas jazdy na wprost zauważyłem, że muszę nonstop trzymać kierownicę lekko w prawo. Na początku wszystko zrzuciłem na opony, które już może nie są nowe, ale bieżnik mają całkiem spory. Problem stawał się coraz większy i stwierdziłem, że osoby jeżdżące dosłownie szrotami są w stanie pokonać zakręt szybciej i bez poślizgu, a ja non stop prawie na kontrze muszę jechać. W końcu dzisiaj zauważyłem w czym problem. Okazało się, że lewy tył non stop leciutko hamuje - wszystkie felgi były zimne, a ta na lewym tyle cholernie gorąca,a tarcza nadpalona - czyli powrócił problem z przed roku. Przed wizytą u lokalnych mechaników, którzy niestety nie grzeszą ani wiedza, ani szczególną chęcią tej wiedzy poszerzania, chciałbym się dopytać czy może ktoś miał podobny problem? Czy może to faktycznie wina, że ręczny znowu przymarzł i linka od gorąca się zapiekła na lewym tyle zanim zdążyła całość puścić. Czy może jednak wina jest po stronie zacisków? Jak ktoś ma jakąś wiedzę na ten temat to prosiłbym bardzo o radę.