
Ten temat, będzie poświęcony prawdziwej pladze na tym forum, czyli upierania się na roczniku i przebiegu, co trochę usprawiedliwi polskich handlarzy działających w Polsce. Podzieliłem go na kilka części aby podać kilka przykładów. Kwestię spalania i eksploatacji wyjaśniałem tutaj:
https://www.forumsamochodowe.pl/czy-na-pewno-stac-cie-na-diesla-vt88824.htm
Nie będziemy rozpatrywać, co jest najlepsze do 10, 20, 50 czy 100tys. Zł, bo każdy ma inne wymagania. Warto przeczytać temat odnośnie zakupu auta za grosze kolegi mike, ponieważ pozwala wyjaśnić, co jest ważne w aucie za „średnią krajową”.
https://www.forumsamochodowe.pl/poradnik-kupujemy-auto-za-kilka-tys-zl-vt92465.htm
Poniżej krótki spis treści, który pozwoli łatwiej się odnaleźć tym trochę przydługim tekście (niestety ciężko to skrócić):
1. Co jest ważne przy zakupie?
2. Przebieg – 200tys. I już złom?
3. Rocznik samochodu – im młodszy tym lepszy?
4. Znaczek na masce = bezawaryjność?
5. Cena gra rolę.
6. Zaleta, ale czy na pewno?
1. Co jest ważne przy zakupie?
Przeglądając tysiące ogłoszeń na portalach motoryzacyjnych łatwo zauważyć, że większość samochodów to prawdziwe perełki, igły i okazje. Po cukierkowych opisach łatwo można odnieść wrażenie, że nie ma po co iść do salonu, skoro tyle zadbanych samochodów od dziadków czy kobiet. Ale co jest ważne w zakupie? TYLKO I WYŁĄCZNIE STAN na dzień zakupu!
Rocznikiem nie jeździmy, a przebieg to często iluzja stworzona dla Janusza, której źródło to jakiś Polonez, który wymagał remontu po 200tys. km (jeżeli ten dystans osiągnął). Marka też nie ma większego znaczenia, bo nawet zaniedbany samochód o dobrej opinii potrafi wydrenować portfel i napsuć krwi. Potwierdzona historia serwisowa to atut, bo wiemy, że ktoś dbał o auto – i nie mam na myśli książek z ASO, które na aukcjach allegro można kupić za 20zł do wypełnienia i 50zł z pieczątkami i podpisami.
2. Przebieg – 200tys. i już złom?
Stereotyp nr 1, czyli magiczna granica 200tys. km na liczniku, po którym auta magicznie się psują. Kiedyś było tak z Fiatami 125p i tak teraz uważają Polacy - handlarze muszą się do nich dostosowywać, aby sprzedać auto i później Janusze są wielce oburzeni, że zostali oszukani. Większość aut w Polsce (szczególnie z silnikiem diesla) ma przebiegi ok. 400-500tys. i to dobitnie pokazuje, że auto serwisowane bez problemu przejedzie taki dystans. Oczywiście są auta z silnikami, które są mniej wytrzymałe i bardziej ale nie o tym tu tylko w dziale „Jakie auto kupić”. Warto za to spojrzeć na ten wykres poniżej:
[Aby pobrać załącznik musisz być zalogowany na forum » zaloguj się]
Przedstawia on średnie przebiegi najpopularniejszego u nas auta, czyli VW Passata. Jak widać, po 4 latach użytkownicy tych aut przestają jeździć… a tak naprawdę jest to magia idiotycznego wymogu Polaków, „mniej niż 200tys.”
W firmie, w której pracuje, 6 letnie Hondy Accord mają na licznikach 400tys., a po stanie technicznym nie widać oznak zużycia. Wszystko wymieniane od razu w razie usterki. Gwarantuję, że jakbym skręcił licznik na 190tys. szybko sprzedałbym to auto osobie, która chce być oszukana, a przy podanym realnym przebiegu nawet nie zadzwoniłaby.
A jak wygląda np. Lexus po 1 500 000 (półtorej miliona) kilometrów? Ano tak:
[link do gieldaklasykow.pl wygasł]
Prawda, że wnętrze wygląda lepiej niż wielu aut po licznikowym 200tys.?
Więc na co ma wpływ przebieg? Ano na wyeksploatowanie podzespołów, tylko że prawidłowo serwisowany egzemplarz będzie je miał wymienione na czas (na markowe, a nie najtańsze).
Przykład to wymiana oleju w skrzyni biegów – wiele osób o tym zapomina, co skraca drastycznie jej żywotność. Nie jest wtedy winny przebieg, a kultura serwisowania, która niestety w Polsce nie stoi na najwyższym poziomie – nasi rodacy wychodzą zazwyczaj z założenia, że „skoro mam trwałe auto, to po co będę marnować pieniądze na jego serwis?”. Np. zawieszenie też może NIE stukać przy takim przebiegu i być sztywne.
Rozrząd wymienia się, co 5-7 lat, a nie sztywno trzymamy się 90tys. W każdej instrukcji samochodu jest interwał czasowy i kilometrowy wymiany!
Także czy tak czy inaczej zawsze ważny jest stan, a nie przebieg, który nie wiadomo jaki jest.
3. Rocznik samochodu – im młodszy tym lepszy?
Kolejne błędne myślenie Januszy, bo co nam daje rocznik? Szpan przed sąsiadem, że kupiliśmy auto, które ma 10 lat, a nie 12? Trzyletnia sztuka tego samego modelu jest 2x lepsza od 2x starszego egzemplarza?
Prawda jest taka, że to kolejny stereotyp rodem z PRLu, gdzie auta rdzewiały tak szybko, że dwa lata różnicy oznaczało nawet brak podłogi.
A dziś? Przykład: mamy ten sam samochód tylko z 2006r i 2009r. Cena taka sama.
Pierwszy jest ładnie utrzymany, serwisowany zgodnie z zaleceniami, olej wymieniany na czas, zawieszenie ciche, i widać świeże hamulce – ogólnie w dobrym stanie.
Drugi pomimo mniejszego przebiegu na liczniku ma bardziej zużyte wnętrze, łyse opony, nie wiadomo czy kiedykolwiek miał wymieniane jakieś płyny i gdzieniegdzie widać brązowe „purchle” mimo ocynkowanej karoserii.
I co byś wybrał? Rocznik czy stan? Rocznik wpływa na ceny rynkowe, więc nie dostaniemy tak samo zadbanej młodszej sztuki w tych samych pieniądzach.
Na co wpływ ma wiek? Z reguły wpływa na elementy gumowe – guma z wiekiem parcieje przez co nie spełnia swojej roli tłumiącej (np. w zawieszeniu) czy uszczelniającej. Jednak zaznaczam, że nie jest to kwestia 2-3 lat a bardziej dekad. Również korozja się rozwija na przestrzeni lat ale jeśli auto nie było mocno uszkodzone i jest dobrze zabezpieczone nie jest problemem jak w przypadku aut z PRL czy… Dacii.
Trzeba też dodać, że dzisiejsze auta są konstruowane pod zysk i mają się psuć. Kiedyś auta budowało się, że mogły się zepsuć ale nie powinny, co prędzej czy później doprowadziłoby do bankructwa wielu firm.
Przykład: Instrukcja serwisowania legendarnie trwałego już Mercedesa W123 o naprawie tylnego mostu mówi: „Producent nie podaje procedury naprawy mostu napędowego, ponieważ nie przewiduje awarii tego elementu samochodu”.
Nowoczesna i często niedopracowana technologia, której testerami są użytkownicy często nie jest zaletą w przypadku kosztów eksploatacji używanych aut.
Także często auta ze sprawdzonymi rozwiązaniami z reguły są bardziej długowieczne.
Kiedy patrzeć na rocznik?
Jak chcemy auto po lifcie lub nową generację (bo ładniejsze).
Gdy ważne jest dla nas bezpieczeństwo, które ciągle jest polepszane (niestety nierzadko zbędnymi bajerami usypiającymi czujność kierowcy) w kolejnych generacjach.
4. Znaczek na masce = bezawaryjność?
To jest największy błąd przy kupnie samochodu – kierowanie się znaczkiem i krajem pochodzenia producenta. Teksty w stylu „boję się utrzymania Mercedesa lub Saaba to kupię Audi, bo to Audi” I potem kończy się na akcie desperacji, czyli zakupie trupa od handlarza po obejrzeniu kilku sztuk zaniedbanych lub jakieś awaryjnej wersji silnikowej.
Ogólnie nie patrzymy na znaczek tylko szukamy udanego modelu w dobrym stanie. Nie można dojść do wniosku w stylu „wolę kupić niemiecki w gorszym stanie niż zadbanego francuza, który pewnie będzie się ciągle psuł”.
W celu zweryfikowania, czy dany model jest dobry pytaj o nie w dziale „Jakie auto kupić”.
5. Cena gra rolę.
Wielu nowych użytkowników wrzuca linki do oceny gdzie już sama cena samochodu sugeruje, że mamy do czynienia z trupem. Ważne jest to, że:
- Szukamy aut przynajmniej w okolicach średniej ceny z danego rocznika.
- Odpuszczamy oferty typu: „jedyny taki”, „igła”, „lać i jechać”, „sprzedaję, bo wyjeżdżam - stąd ta cena”, „jeździła tylko kobieta niepaląca” – ktoś jeszcze się na to nabiera?
- W przypadku sprowadzonych sprawdzamy średnie ceny aut w danym kraju i doliczmy zarobek dla handlarza i ewentualne opłaty, które poniósł (np. akcyza) – to nie jest święty Mikołaj i z czegoś żyć musi, a że Polacy mają durne wymagania o których napisałem wyżej to się tylko dostosowują.
Poniżej kilka przykładów BMW:
http://joemonster.org/art/26843
http://joemonster.org/art/27009
http://joemonster.org/art/18740
Prawda, że łatwo się nadziać?
Dobre auta swoje kosztują i każdy o tym wie kto je ma. Za granicą nie jest różowo i tak tanio. Często wychodzi drożej niż w Polsce ale łatwiej tam o zadbaną sztukę.
6. Zaleta, ale czy na pewno?
Przeglądając ogłoszenia, zwłaszcza oferty dużych „salonów aut używanych”, które na pewno wszyscy widzieliśmy, można natrafić na mnóstwo epitetów, które mają czynić auto wyjątkowym i zadbanym. Stwierdzenia te mają zazwyczaj na celu uśpienie czujności kupującego. Jest ich na tyle dużo, że nie sposób ich teraz wymienić, jednak pozwolę sobie przytoczyć kilka z nich wraz z komentarzem
- właściciel rocznik 193Xr – jest to tak słabe i żenujące, że szkoda na to mojej klawiatury, jednak niektórzy się na to nabierają. Teoretycznie jest to świetna okazja – starsi ludzie dbają o swoje rzeczy, nie szarżują na drodze, auta używają zazwyczaj bardzo rzadko, trzymają auta w garażach itp. itd. Nie jest jednak tak różowo jak się może wydawać. Spójrzcie na waszych bliskich, będących w podeszłym wieku. Mimo ogólnie dobrej kondycji mogą mieć problemy z niektórymi codziennymi czynnościami. Starsi ludzie z racji wieku oraz stanu zdrowia mają zazwyczaj problemy z motoryką ruchową, co może skutkować jakimiś drobnymi kolizjami, otarciami pojazdu – po prostu kierowca nie ma już tego refleksu co kiedyś. Może się też przytrafić jakieś przypalenie sprzęgła w czasie manewrów, jazda na półsprzęgle czy bardzo niskich obrotach, co nie wpływa najlepiej na silnik . Kiedy to wszystko podsumujemy wychodzi na to, że auto po zakupie będzie wymagało sporych nakładów finansowych, lub po prostu w tej cenie można trafić na lepsze egzemplarze.
- właściciel niepalący – a przepraszam bardzo, co mnie to obchodzi? Chcę z nim wystartować w drużynowym maratonie pływackim czy kupić od niego auto? Niech sobie pali, jego płuca. Niech jednak był na tyle rozsądny i miał tyle silnej woli, aby nie palić w aucie.
- auto od kobiety – spór kto jest lepszym kierowcą towarzyszy nam od początku motoryzacji, albo nawet i wcześniej, kiedy to podstawowym środkiem transportu było zwierze, np. koń. Powiem szczerze, że będąc wiezionym przez kobietę nigdy nie czułem się zagrożony czy też spięty. Fakt faktem, że nie lubię być wożony niezależnie od płci, ani te damsko-męskie podwózki nie miały miejsca w zbyt wiele różnorodnych „przypadkach” (byłem wieziony tylko przez kilka uroczych dam), jednak śmiem twierdzić, że te teorie na temat „baby za kierownicą” są trochę wyssane z palca – o wiele bardziej obawiałem się o swoje życie, gdy kumpel mając prawko kilka tygodni wyprzedzał na wąskiej drodze późnym wieczorem przy niezbyt dobrych warunkach atmosferycznych i prędkości 120km/h inne auto, no ale nie o tym temat.
Mimo moich pozytywnych wrażeń z „babą za fajerą” załóżmy na potrzeby wytłumaczenia ogłoszeniowego fenomenu, że kobieta, jak w tym kawale „kochanie, mam dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka, że nic mi się nie stało, a zła, że nie zmieściłam się we wjeździe do garażu”, ma pewne problemy z obcowaniem z samochodem. Najczęstszym problemem płci pięknej jest to, że, mówiąc delikatnie, nie zawsze dobrze oceniają odległość pomiędzy np. zderzakiem a murkiem. Także średni stan karoserii nie powinien nikogo dziwić. Panie niezbyt przejmują się również kwestiami technicznymi, a więc serwisowanie może okazać się pojęciem dość względnym. Istnieje jednak nadzieja, że wnętrze będzie bardzo zadbane – jak to tak jeździć w brudnym i śmierdzącym wnętrzu.
- na auto udzielam pisemnej gwarancji – którą można sobie w buty wsadzić… Z doświadczenia wiem, że klient traktowany jest jak najlepszy przyjaciel do momentu wydania sprzedanego pojazdu. W większości przybytków handlujących autami istnieje zasada „gwarancja do bramy, potem się nie znamy”.
- sprzedaję ponieważ wyjeżdżam/rozwiodłem się/miałem wypadek i potrzebuję pieniędzy /urodziło mi się dziecko/kupiłem lepsze auto i tego już nie potrzebuję – żeby nie było, że najeżdżam tylko na komisy. Prywaciarze też mają sporo za paznokciami. Zasadniczo tutaj sytuacja wygląd podobnie jak w przypadku „niepalącego”, tzn. w sumie co mnie obchodzi życie osobiste tego gościa?. W parze z powyższymi powodami sprzedaży auta idzie zazwyczaj okazyjna cena. Połączenie zabójcze, które niemal zawsze oznacza kłopoty, niepotrzebne nerwy i stracone pieniądze. Pod tymi tkliwymi hasłami najczęściej skamuflowana jest udręka właściciela, który nie radzi sobie psychicznie i finansowo z naprawami swojego pojazdu. Rzecz jasna może to być pewnego rodzaju uogólnienie, jednak prawdziwy wyjazd czy przybycie na świat nowego członka rodziny to jakieś 5% przypadków… Warto? No ja bym się nie skusił…
Tak jak napisałem wyżej, tych stwierdzeń jest multum, jednak te są wg mnie najbardziej popularne i najbardziej przemawiające do umysłu ludzi, których motoryzacja nie jest najmocniejszą dziedziną życia.
Zachęcam do zamieszczania w komentarzach stwierdzeń, które Was irytują, a które nie pojawiły się we wpisie.
Temat został stworzony z myślą o łamaniu stereotypów - nie podsumuję go, ponieważ liczę na historie z życia użytkowników, które będą najlepsza puentą i zachęcam do dzielenia się nimi.
Pozdrowienia od części ekipy forumsamochodowe.pl
dzida
mike