Ja bym się pakował raczej w auto z większym charakterem, tym bardziej jak ma być na lata i doprowadzać go do perfekcji. Tylko tu pojawia się problem, bo gdy coś tanio wyłapiesz to zanim tym zaczniesz jeździć parę miesięcy minie, ale coś za coś
. Czas i pieniądze przede wszystkim.
Ale warto pomęczyć się przynajmniej ten rok w przegnitym Tico za 500zł i w między czasie restaurować klasyka. Jest sporo fajnych aut w okolicy jak np. SL450 cabrio z 1973 roku za warsztatem w którym robiłem kilka lat, stoi już tam około 7 lat wszystkie części są schowane i pewnie jeszcze długo poczeka zanim ktoś się za niego zabierze
w stanie takim jakim jest było go oglądać parę osób z ofertami od 13 do 16 tyisięcy za pojazd totalnie nie sprawny ale zdrowy jako dobra
baza do renowacji, można pomyśleć, że taka kasa za trupa to interes życia, ale nie. Prawdziwy interes to kiedyś go zrobić i zostawić w rodzinie, tak właśnie planuje szef i racja bo w motoryzacyjnym świecie (przynajmniej dla mnie
) żadna nowa bryka nie sprawi większego rogala na twarzy niż jazda "starym trupem" zrobionym na igiełkę. I odwrotnie do nowych samochodów z roku na rok satysfakcja wzrasta z jeżdżenia co raz to starszym pojazdem. Już pomijając ten fakt, że cena takiego pojazdu ciągle rośnie - to sama przyjemność, siedzieć długie miesiące przy piwie lub kawie po pracy i składać, ten pierwszy wyjazd z garażu musi być niezapomniany
Gdybym trafił gruby hajs w lotka (a nie gram, i tu jest problem
) jakimś szczęśliwym trafem... To nie ma dla mnie innego auta jak Pontiac GTO z 1966 roku, od dawna to moje największe motoryzacyjne marzenie i się nie zmieni, może ciężką pracą za parę lat (nie 2 lub 3, ale przynajmniej 7, 8
) uda mi się to osiągnąć. Szkoda, że tyle to kosztuje ale jak już się takim wyjedzie czy to Golf/Passat czy Charger z lśniącym lakierem jak nówka z salonu to każdy to doceni.