REKLAMA
Pani z pseudo warsztatu zaproponowała, że może zdjąć opony na miejscu. Zgodziłem się i chciałem zabrać je od razu, aby nie zajmowały miejsca. Umówiliśmy się, że ranty przepoleruję sam. Młody syn właścicielki zajął się zdejmowaniem opon. Po około 30 minutach walki z jednym kołem poddał się i powiedział, że to długo potrwa i nie ma sensu czekać. Tak też zrobiłem.
W przeciągu tych trzech miesięcy dzwoniłem kilkanaście razy z zapytaniem o status regeneracji. Za każdym razem słyszałem inną historię. Najpierw powiedziano mi, że felgi są wyprostowane i czekają do malowania. Dostałem też informację, że jedna opona jest uszkodzona. Zadzwoniłem za tydzień - okazało się, że felgi dopiero jadą do prostowania. Przy kolejnym razie usłyszałem, żeby więcej nie dzwonić bo oni skontaktują się jak wszystko będzie gotowe. Minął miesiąc, a ja sfrustrowany zadzwoniłem kolejny raz. Następną wymówką była awaria pieca. Minął kolejny tydzień, zadzwoniłem ponownie z zapytaniem i usłyszałem zdawkowe i nieuprzejme: "Nie mam pojęcia w jakim stanie są pana felgi, zadzwonię do pana jutro, wychodzę ze szpitala". Oczywiście nikt nie zadzwonił, minął kolejny tydzień. Już miałem obawy, czy uda mi się odzyskać moją własność, bo nikt nie odbierał telefonu. W tamtym tygodniu udało mi się dodzwonić i jakimś cudem felgi miały być gotowe na poniedziałek.
Wczoraj je odebrałem i zapłaciłem nie małą kwotę - jak się okazuje za zniszczenie czterech opon (miały za sobą około 3 sezony i jeszcze bardzo dużo bieżnika) oraz zniszczenie felg amatorską próbą pomalowania proszkowego. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, ale widząc felgi z niezerwaną taśmą na rantach miałem przeczucie, że pod spodem może być tragedia. Właścicielka wraz z synem skutecznie też odwrócili moją uwagę od zniszczonych stopek na oponach pokazując wkręt wbity w bieżnik. Dodatkowo syn zapytał mnie czy wiem, czy te opony można zdjąć tylko w jedną stronę z tych felg, bo on tego nie wiedział i sporo musiał się z nimi namęczyć.
Po powrocie do domu dokładnie obejrzałem opony i sfrustrowany zadzwoniłem jeszcze raz. Umówiłem się, że wyślę właścicielce zdjęcia tego co zobaczyłem. Oddzwonił do mnie już jej mąż z tłumaczeniem, że wina leży po środku bo oni nie sprawdzili stanu opon i był przekonany, że to na pewno wina nieprawidłowego montażu, a nie demontażu u nich, bo oni mają bardzo drogie maszyny i zaproponował założenie opon na felgi u siebie "prawidłowo".
Byłem wściekły jak zacząłem odklejać taśmę pod którą powstały zacieki z farby proszkowej. Dodatkowo farba ma mnóstwo wtrąceń oraz na wszystkich felgach z jednej strony widoczna jest chropowata mora.
Dołączam zdjęcia zmasakrowanych opon i felg, które nie nadają się w tym stanie do montażu. Jak zachować się w takiej sytuacji, aby odzyskać stracone pieniądze?
