Ten, który robił moje autko, żyje z napraw. Ale straciłem do niego zaufanie.
Niestety nie mogę zmienić warsztatu, bo musiałbym za robotę zapłacić od nowa, a ten ma to zrobić w ramach gwarancji.
Ale dzisiaj już zgłupiałem. Postanowiłem przejechać jeszcze trochę i jak zapaliłem silnik, spaliny były ... czyste i suche!
![Shocked :shock:]()
Myślałem, że stał się cud!
Ale cud nie trwał długo. Po około minucie zaczęły sie lekko zabarwiać, potem bardziej i po jakichś 5 min. wszystko wróciło do normy, tzn. dymi na biało i pryska drobinami brudnej wody. Ostrożnie odkręciłem korek wlewu do chłodnicy i zajrzałem do środka. Powierzchni płynu nie widzę, bo końcowe 15-20 cm jest łukowato wygięte w dwa zakręty, ale nie widać, żeby ulatniały się stamtąd spaliny. Powąchałem i nic poza zapachem płynu nie czuję.
To mnie zbiło z tropu. Sprawdziłem też przed odpaleniem bagnet: olej na moje oko jest czyściutki. Kiedy silnik chodził i był już nagrzany, zdjąłem korek wlewu oleju i wyczułem pod ręką lekki powiew z otworu, jak ze słabego odkurzacza. To mnie zaniepokoiło, bo może to świadczy, że nie ma szczelności na pierścieniach? Tylko dlaczego silnik nie dymił jak był zimny i jeśli to nie uszczelka, to dlaczego z wydechu pryska woda?
Przypomniałem sobie też, że olej został zalany na max. może nawet deczko powyżej. Teraz, po stu kilkudziesięciu kilometrach chyba go nieco ubyło, ale ile dokładnie nie mogę ustalić, bo końcówka bagnetu też jest metalowa, z przetłoczeniem dla zaznaczenia ekstremalnych poziomów, ale właśnie przez to podczas wyjmowania zgarnia olej w wygiętej rurce pochwy i trudno precyzyjnie oraz z całkowitą pewnością ustalić jaki jest poziom oleju.
Dodam jeszcze, że cylindry z tłokami wymienione były 2, a dwa pozostały, ale mają założone nowe pierścienie.
W tej sytuacji oczywiście niczego nie kupiłem.