Witam wszystkich serdecznie!
Właśnie odebrałem auto po remoncie silnika: wymiana tulejek z tłokami na używane, no i oczywiście uszczelka pod głowicą.
Głowica nie była planowana - facet nie ma szlifierki, ale stwierdził, że nie zawsze jest to konieczne i przetarł papierem ściernym nałożonym na listwę. Przy okazji po przyłożeniu liniału okazało się, że środkowa część głowicy jest minimalnie wypukła. Nie był pewien czy ten typ tak ma, ale powiedział, że istnieją takie głowice i podczas dokręcania się "wykładają" na bloku silnika i wszystko jest OK - tak ma być, więc może w moim też tak jest.
Szczelność zaworów została sprawdzona - wszystko z nimi jest jak należy.
Ale po uruchomieniu silnika dymił na biało i z rury pryskały drobniutkie kropelki brudnej wody. Ponieważ było dość zimno, z początku się tym nie przejąłem, tym bardziej, że katalizator został również wybebeszony i jeszcze nie zainstalowałem nowego, więc pomyślałem że w takiej sytuacji trudno oczekiwać czystych spalin. Ale kiedy silnik się nagrzał, a dym wcale nie zrzedł, zacząłem mieć poważne wątpliwości. Facet mnie uspokaja, lecz niezbyt przekonująco, a mnie się zdaje, że silnik pali ciecz chłodzącą.
Raczej nie mogę powiedzieć, żeby był słaby i po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów nie zauważyłem żeby olej zmienił barwę, ale może na to za wcześnie - był zalany świeży.
Nie mogę niestety sprawdzić czy chłodnica nie gazuje, bo instalacja chłodząca jest ciśnieniowa i chyba nie da się zajrzeć pod korek podczas pracy silnika.
Gość stwierdził, że nie jest możliwe, żeby tak szybko puściła uszczelka i przypuszczalnie trzeba po prostu dociągnąć śruby mocujące głowicę. Ale
czy to w ogóle coś da i czy nie ma konieczności wymiany uszczelki, gdyby ta już "podciekła"?
Wytrwałym dziękuję za dobrnięcie do końca (chciałem to opisać dość dokładnie, żeby wykluczyć fałszywe tropy) i proszę o poradę.
![Razz :P]()