Witam!
Wiesz Kolego - zadałeś takie dziwne pytanie, po którym musiałem się trochę zastanowić, co ja właściwie wiem na ten temat...
Trochę sytuacji drogowych już przerobiłem (prawko mam od 10 lat, rocznie robię ok. 35tyś km), bo trochę już przejechałem różnymi autami...
Jeśli chodzi o temat:
nie myśl za dużo, bo jak się za dużo myśli, to można zgłupieć.
coś w tym jest...
Ale myślę, że dobrze jest zdawać sobie sprawę z kilku rzeczy - może to pobudzi Twoją wyobraźnię i da trochę do myślenia:
Aquaplanning - może być poprzeczny i podłużny. O podłużnym już pisaliście wcześniej, ale mylnie (wg mnie) zinterpretowaliście sytuację - jeśli przy wchodzeniu/wychodzeniu z zakrętu, auto przejedzie przez kałużę i jedzie prosto na skręconych kołach - to (wg mnie) jest to też aquaplanning, tyle że poprzeczny, a nie poślizg jako taki. Oczywiście, aq-planning może wywołać poślizg, ale nie musi. Pewnie - zależy to od stanu opon, ilości wody na asfalcie, prędkości, itp, itd... Tyle, że to takie teoretyzowanie
Po co to komuś wiedzieć - chyba tylko z ciekawości.
Ale myślę, że trzeba zdawać sobie sprawę z kilku rzeczy:
- Nasze bezpieczeństwo (i życie też) zależy od przyczepności opon - to jest fakt. Ale czy ktoś wie, ile KONKRETNIE wynosi pole powierzchni, którym opony (wszystkie cztery) przylegają do nawierzchni??? Ktoś to kiedyś obliczył - jest to pole wielkości kartki A4
(dla czepliwych - pomijam wielkość opon, ilość powietrza w oponach, itp, itd). I tą kartką A4 musimy utrzymać auto z nami (i/lub naszymi rodzinami/znajomymi) na drodze... Poza tym:
- Pewnie każdy aquaplanning się skończy, jak spadnie prędkość auta (przy braku przyczepności opon do nawierzchni), pytanie tylko - kiedy??? Bo jeśli się zdarzy przy prędkości np. 70km/h na zakręcie, na który wjeżdża z przeciwka auto - to choćby trwał tylko 0,5 sekundy, to może być już za późno na uratowanie od wypadku... Myślę też, że aq-planning może trwać POMIMO spadku prędkości auta, jeżeli jego prędkość przed wjechaniem w kałużę była odpowiednio duża - np. ktoś jedzie 100km/h, wpada w kałużę, to nawet do 60km/h może sunąć bez przyczepności. Tym bardziej, jeżeli kałuża będzie odpowiednio głęboka...
- Można wpaść w poślizg bez wjeżdżania w kałużę, np. jadąc spokojnie po mokrej, prostej jak drut drodze 80km/h poza terenem zabudowanym (załóżmy, że pada spokojny deszczyk i jest +20 stC) - i w tym momencie wyskakuje nam przed auto dziecko/pies/inne auto/cokolwiek... Co robimy? Staramy się zrobić unik. I nagle okazuje się, że tył auta zaczyna wyjeżdżać do przodu, a my jedziemy do rowu...
I dla czepliwych - nie są to sytuacje wymyślone, lecz przeżyte (pierwsza przeze mnie, druga przez nieznanego mi kierowcę, który wpadł w poślizg tuż przede mną)
Myślę, że do codzinnego funkcjonowania należy pamiętać o tych kilku rzeczach i umieć dostosować prędkość do warunków na drodze, naszych umiejętności i stanu naszego samochodu - nie każdy jest mistrzem kierownicy i ma auto z salonu z hamulcami jak brzytwa/ESP/ABS/czymśtamjeszcze...
A jeśli ktoś chce bezpiecznie potrenować poślizg na mokrej nawierzchni - to proponuję zapisać się na kursy doskonalące techniki jazdy stopnia I i II w jakiejś szkole jazdy. Za taki kurs (z reguły jeden dzień) płacimy od 300 do 1000zł (zależy od okolicy i nazwiska trenera
), ale myślę, że warto. Sam chcę się zapisać, tylko czasu permanentnie brak... Poza tym eksperci radzą, żeby zimą potrenować poślizg na jakimś placu (żeby nie było ruchu) - ja się nauczyłem, jak reaguje moje auto, jak działa ESP i ABS na śniegu i lodzie, nawet nauczyłem się wejść bokiem w zakręt
Bo niestety ta wiedza się przydaje i prędzej czy później każdy będzie musiał przeżyć jakąś krytyczną sytuację na drodze - wtedy nie będzie czasu na myślenie...
I tym optymistycznym akcentem
Pozdrawiam!
PS. Jeśli o czymś zapomniałem lub pokręciłem - proszę o sprostowanie. Czuję pokorę i chylę głowę przed każdym, kto wie więcej ode mnie