REKLAMA
Cześć.
Od czerwca zeszłego roku jestem posiadaczem Volvo S60 2.4 170KM 2001r.
Obecnie przebieg 370kkm (kupiłem jak miał 347). Przez ten czas trochę w niego zainwestowałem: chłodnica klimy, wąż klimy, wszystkie amortyzatory, poduszki, łożyska i sprężyny, wszystkie poduszki silnika, tuleje wahaczy z przodu, regenerowałem przepustnice (standard), sondę lambda, a ostatnio jeszcze wkład katalizatora i spawany był kolektor wydechowy. Łącznie zainwestowałem w te rzeczy około 6k... Nie liczę oczywiście rozrządu po zakupie, olejów i filtrów w trakcie eksploatacji.
Od początku średnio działało sprzęgło (myślałem, że to kwestia mojego braku wyczucia, ale co wsiadam do innego auta czy nowego czy starego to nie mam żadnego problemu z płynnym ruszaniem - tutaj muszę długo przytrzymywać sprzęgło i je "doduszać", żeby było idealnie płynnie. Teraz zaczęło się odzywać łożysko oporowe przy ruszaniu (tylko czasami, może raz na 100 razy). Najpewniej do wymiany byłoby sprzęgło z kołem dwumasowym co by mieć spokój i żeby to działało jak należy. Niestety to koszt 3k+ i już w głowie pojawia się myśl czy aby na pewno jest sens dalej pchać takie pieniądze w auto warte może w porywach 10k. W dodatku puka coś z tyłu, zmieniłem te amortyzatory, wyciągałem wszystko z bagażnika i dalej jest problem choć mniejszy. Diagności i mechanicy nie widzą problemów, a mnie to denerwuje.
Moje pytanie brzmi czy jest sens dalszych inwestycji w to auto? Zrobię sprzęgło to wyskoczy np. regulacja zaworów (auto ma 160kkm na gazie) albo koła zmiennych faz rozrządu i kolejne kilka tysięcy nie moje. Nie ukrywam, że wolałbym coś nowszego, co nie wygląda na 20 lat...
Dużym plusem obecnego egzemplarza jest to, że nie ma żadnych problemów z rdzą mimo wieku i na wszystkich elementach auta jest jeszcze fabryczny lakier, w żadnym miejscu nie ma szpachli. Wszystkie spasowania idealne, szyba przednia tylko nieoryginalna (uderzenie kamykiem za kadencji poprzedniego właściciela, który miał je 7 lat, a z którym do dziś mam kontakt).
Czy max 20k zł na sam zakup starczy na młodsze auto, które będzie tańsze w eksploatacji od leciwego Volvo, a zaoferuje jednak podobne warunki przemieszczania przy prędkościach 100-120? Mam na myśli wyciszenie kabiny i obroty silnika na ostatnim przełożeniu. No i oczywiście brak szpachli i rdzy? Miałem już 3 stare japończyki i walką z tym nowotworem złośliwym nie ma sensu, bo i tak problem wróci prędzej czy później.
Tak więc czy kupię za 20k samochód bezwypadkowy, bez szpachli, zapewniający w miarę komfort, wyglądający nowocześniej niż dziadkowe S60? Miło by było, gdyby wnętrze było lepiej spasowane niż we Volvo. Dla przykładu w S60 jest kiepsko mimo walki z tym taśmami tkaninowym i smarami, w Lexusie Is200 mimo przygód wypadkowych było bardzo dobrze, z kolei miał dużo innych wad (silnik z bardzo słabym dołem, głośna skrzynia biegów - manual, rdza, kiepskie uszczelki drzwi problematyczne dolne sworznie, problemy z wibracjami itp. itd).
Czy może z ekonomicznego punktu widzenia nie ma już sensu zmiany auta i jeździć S60 aż nie wyzionie ducha (a to może pewnie potrwać kilka/naście kolejnych lat) ponosząc duże koszty eksploatacji?
Patrząc na rynek i to czym jeździłem bardzo podoba mi się focus mk3, MK2. Z tym, że jeździłem MK3 polift 1.5d 120km i tam naprawdę nie miałem się do czego przyczepić. Wyciszenie do 110-120 super, elastyczność motoru ekstra, wspaniale pracujący drążek zmiany biegów, niskie spalanie, prowadzenie... Tylko taki kosztuje 35-40. No to może przedlift? Tylko tutaj za 20k kupię pewnie biedę edyszyn z dużym przebiegiem. Za to za 20k na pewno kupiłbym MK2, ale tutaj wyciszenie fatalne i ruda już lubi tańczyć, silniki też gorsze.
Co zrobilibyście na moim miejscu?
P.s. do pracy dojeżdżam 42km w jedną stronę, ale jeżdżę w kilka osób i w zależności od zmian jadę 2-4x w tygodniu).