Po pierwsze primo. Z tych dwóch aut lepiej, według statystyk awaryjności DEKRY, wypada Opel Astra II - 58,7 proc. miało awarie. Passat - 61,1 proc.
Po drugie primo. Owszem, płaci się z reguły za rocznik i za przebieg, ale w Polsce, oba te wyznaczniki włożyłbym do śmietnika. Czemu? Z prostej przyczyny - pieniądze. U nas ludzie jeszcze nie dorośli do szczerego handlu, do normalnej wymiany towarów. Każdy kombinuje, jak może. Stąd też, ja nigdy nie patrzyłem na rocznik, ani na przebieg auta podczas moich oględzin (dla siebie, dla przyjaciół). Bez problemu może być, że auto z roku 2004 za cenę 20tyś. zł będzie dużo gorsze od auta z roku 2000 za 15tyś. Przecież pierwsze auto może mieć hamulce i całe zawieszenie od nowości, a drugie wszystko nowe. Poza tym, przerabiałem już sytuację "z rocznikiem". Dwie siostry, moje dobre znajome, szukały aut dla siebie. Jednej ja doradzałem, drugiej ktoś inny. Obie miały na wydanie 10tyś. zł. "My" kupiliśmy VW Polo 6N 1,0 z 1996 roku za 8,5tyś - "oni" Fiata SC z 2004 roku za 10tyś. Po roku czasu w SC padły łożyska kół, do wymiany tarcze i klocki, coś wyje w skrzyni, a porównanie wnętrz wygląda raczej, jak porównanie Davida z Goliatem. Zresztą starsza siostra przyznała, że chce takie same Polo
![Wink ;)]()
Wniosek? Kieruj się raczej awaryjnością auta, jego stanem ogólnym, wybierz dobrą markę i dobry model, a na końcu patrz na rocznik i przebieg. Ten ostatni w 99% jest kręcony, ale i tak każdy się cieszy, że ma na liczniku 128tyś., a nie prawdziwe 300tyś.
ps. sam jeżdżę dla wielu "zabytkiem i trupem" z roku 1992, a ogólny stan auta jest lepszy, niż większość 2000+.